Przyznaję, zaniedbałam nie tylko opowiadanie, ale również całego bloga...
Wszystko przez to, że szkoła zaira mi znacznie więcej czasu, niż powinna :P
Dzisiejszy rozdział jest etapem kończącym smutki (przynajmniej na jakiś czas) więc mam nadzieję, że wam się spodoba ;)
Zapraszam do lektury :)
★★★
Rozdział VI - Wróć do mnie
Biegł za nią, ale nie był w stanie jej dogonić. Zastanawiał
się, czy Pietro aby na pewno jest jedynym z bliźniaków, którzy posiadali moc
nadludzkiej prędkości. Nie miał pojęcia, skąd wiedziała, dokąd ma iść. Przecież
nie mówił jej, w której sali leży jej brat.
Bliźniacza telepatia,
pomyślał.
- Wanda – chwycił ją mocno za ramiona – Nie możesz tam
wejść.
- Muszę się z nim zobaczyć – próbowała wyrwać się z uścisku.
- Wiem, ale to nie jest najlepszy moment.
- Przecież mówiłeś, że się obudził.
- Ale nie powiedziałem, że możesz do niego iść – warknął.
Rozluźnił uścisk, po czym zsunął dłonie na jej nadgarstki,
widząc lęk w jej oczach. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. Ale nie
dziwił się temu. Już i tak wiele przeżyła, a jego zdenerwowanie tylko pogarszało
sytuację.
- Wybacz – powiedział skruszony – Byłem trochę za ostry… Po
prostu lekarze nadal robią mu badania, ale nic nie mogą znaleźć. Żadnych
nieprawidłowości. Pietro jest agresywny, niczego nie pamięta. Nie wie, co się
stało, kim jest, nikogo nie rozpoznaje. Ciebie również by nie poznał.
Popatrzyła raz jeszcze w kierunku drzwi.
On tam był.
Żywy.
Teraz dzieliły ich tylko drzwi. Nie niepojęta otchłań, jaką
jest śmierć. Tylko drzwi.
- Muszę go zobaczyć – błagała – Nie skrzywdziłby mnie. Proszę,
pozwól mi tam wejść.
Jej oczy błysnęły od napływających łez.
Westchnął bezradnie, kręcąc głową.
- Ale z ciebie mięczak, Barton – jęknął do siebie, po czym
uchylił lekko drzwi.
Zamrugała zaskoczona, gdy gestem dłoni nakazał jej wejść do
środka.
- No wchodź. Chociaż oboje pewnie będziemy tego żałować…
***
Każdy krok stawiała z nadmierną wręcz ostrożnością. Bała się
tego, co może za chwilę nastąpić. Ale tęsknota za bratem była silniejsza od
strachu. Uważnie rozejrzała się po pokoju, szukając jego twarzy.
W końcu go zauważyła. On ją również.
Leżał na łóżku, przypięty do niego pasami. Lekarze
powiedzieli, że strasznie się rzucał. Unieruchomili go, by nie zrobił krzywdy
ani sobie, ani nikomu innemu.
- Pietro? – niepewnie zrobiła krok ku niemu.
Patrzył na nią, jakby widział w niej największego wroga. Szarpnął
rękami, zupełnie jak gdyby chciał się na nią rzucić.
- To ja, Wanda – usiadła ostrożnie na brzegu łóżka, po czym
położyła dłoń na jego własnej.
On jednak milczał, a gdy tyko poczuł jej dotyk na ręce,
cofnął ją w miarę możliwości jak najdalej od niej.
- Nie pamiętasz mnie? – spytała łamiącym się głosem – To
przecież ja. Twoja siostra. Wanda.
Słysząc jej imię, ponownie próbując wyrwać się z uścisku
skórzanych pasów. Jednak ku jej zdziwieniu, twarda skóra, z której zrobione
były paski, zaczęła stopniowo pękać.
Nie zdążyła w żaden sposób zareagować, gdy chwycił ją i
przycisnął do ściany, ściskając mocno jej ramiona.
Nawet, gdyby miała możliwość się bronić, nie zrobiłaby tego.
Pietro jej nie pamiętał. Nie wiedział, że byli rodzeństwem.
Ale ona o tym wiedziała.
Nieświadomość ta dała mu przewagę.
Nie mogłaby skrzywdzić własnego brata. Nie, kiedy wiedziała,
jak wiele dla niej znaczy.
Popatrzyła mu w oczy. Były puste, pozbawione jakichkolwiek
emocji. Jasny błękit jego oczu, który zawsze kojarzył jej się z życiem i energią,
teraz niemal przyprawiał ją o dreszcze.
Pietro uniósł jedną rękę, drugą natomiast wciąż
uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch. Zaskoczyło ją, że miał aż tyle siły. Zawsze
uważała go za wysportowanego, a po eksperymentach Struckera stał się jeszcze
bardziej krzepki. Teraz mógł unieruchomić ją przy użyciu tylko jednej ręki.
Widziała, że chce zadać jej cios. Zacisnął dłoń w pięść
wymierzając w jej skroń.
Nie zamierzała się bronić.
Nie zależało jej już na życiu. Mógł ją zabić.
Skończyłby tym samym jej udrękę.
Po jej policzkach spłynęły łzy. Tym razem nie potrafiła ich
powstrzymać.
- Myślałam, że na zawsze cię straciłam – wyszlochała patrząc
mu głęboko w oczy – A teraz, gdy cię odzyskałam, ty nawet nie wiesz, kim
jestem…
Wiedziała, że zapewne nie rozumie jej słów. Nie mogła jednak
dłużej tłumić w sobie smutku, który nie opuszczał jej od dnia, w którym go
straciła.
Przez ten czas łudziła się, że jednak do niej wróci. Że ukoi
jej ból.
Tymczasem okazało się, że jego powrót, którego tak pragnęła,
przysporzył jej jeszcze więcej cierpienia.
- To, że mnie nie pamiętasz, boli jeszcze bardziej, niż
gdybyś naprawdę zginął i miał nigdy nie wrócić…
Załkała głośno. Nie dbając o to, czy ktokolwiek ją usłyszy.
Nie pamiętał jej. Odzyskała go, ale nie do końca.
Nie był to Pietro, który bez względu na wszystko ją chronił.
Nie był to Pietro, dla którego była najważniejsza.
Nie był to jej
Pietro.
- Marzyłam o tym, żebyś do mnie wrócił. A teraz tu jesteś. I
chcesz mnie zabić. Zrób to. Tylko mi tym ulżysz. Chcę po prostu żebyś wiedział,
że nigdy bym o tobie nie zapomniała. Jesteś moim bratem, którego kocham ponad
wszystko na świecie. Moją jedyną rodziną. I nigdy bym cię nie skrzywdziła.
Wraz z ostatnim słowem zacisnęła szczelnie powieki,
oczekując na cios. Wstrzymała oddech i mężnie uniosła głowę do góry.
- Wanda – usłyszała nagle jego cichy i łagodny głos.
Była jednak pewna, że się przesłyszała. Brak snu, wszystkie te
wydarzenia tylko osłabiały jej psychikę. Przestała więc zwracać uwagę na omamy,
zarówno te wizualne, jak i dźwiękowe. Niejednokrotnie zdawało jej się, że
słyszy jego głos, ale takie omamy
były chyba w tej sytuacji czymś normalnym.
Może to wszystko również jest tylko złudzeniem?
Lecz nagle poczuła, jak uścisk na jej ramieniu powoli
słabnie. Jej policzek ostrożnie musnęła czyjaś ciepła dłoń, ocierając przy tym
jej łzy. Zaskoczona, otworzyła niepewnie oczy.
Pietro wciąż stał naprzeciw niej. Jednak teraz nie wyglądał,
jakby chciał zrobić jej krzywdę. Przyglądał jej się z troską i to właśnie jego
ręka czule gładziła jej policzek.
- Proszę cię, nie płacz – szepnął czule, posyłając jej lekki,
pokrzepiający uśmiech.
Uśmiech.
Ten, który pocieszał ją w każdej, nawet najtrudniejszej
sytuacji. W jego błękitnych oczach znów widziała żywy błysk. Patrzył na nią
tak, jak robił to dawniej.
Poczuła, jak jej serce przyspiesza rytm, a kąciki jej ust
mimowolnie unoszą się ku górze.
- Pietro – pisnęła radośnie – Pamiętasz mnie!
- Jak mógłbym zapomnieć o mojej ukochanej, młodszej
siostrzyczce?
Uśmiechając się szeroko, zarzuciła mu się na szyję i objęła
go mocno.
Nie zwróciła nawet uwagi na to, że znów nazwał ją młodszą siostrzyczką, czego wręcz nienawidziła. Zawsze podkreślał fakt, że
jest starszy. Nie cierpiała go, kiedy jej to wypominał.
Teraz jednak ją to nie obchodziło.
Liczył się tylko fakt, że wrócił do niej dawny Pietro, za
którym tak ogromnie tęskniła.
- Myślałam, że już na zawsze cię
straciłam – szepnęła drżącym z nadmiaru emocji głosem.
Łzy ponownie wypełniły jej oczy.
Jednak tym razem, nie były one spowodowane smutkiem.
Odzyskała go.
Wrócił do niej.
Roześmiała się przez łzy, wtulając
się w jego kark. Nie mogła uwierzyć, że znów mogła się do niego przytulić. Odwzajemnił
uścisk, głaszcząc ją delikatnie po włosach.
- Wando? – zaczął niepewnie – Co
się stało? I gdzie ja jestem?
Minimalnie odsunęła się od niego.
- Niczego nie pamiętasz?
- Nie – przecząco pokręcił głową –
Ostatnie, co pamiętam, to Sokovię i walkę z Ultronem…
Zacisnęła powieki i zwiesiła głowę.
Walka
z Ultronem.
Dzień, w którym straciła wszystko.
W którym cały świat zwalił się jej na głowę. W którym pierwszy raz w życiu została
całkiem sama.
Dzień, w którym złamał obietnicę.
Miał jej nie opuszczać, przysięgał
jej to. A mimo to, los zadecydował inaczej, rozdzielił ich.
Poczuła, jak jej oczy po raz
kolejny wypełniają się łzami.
- Ty – zaczęła, z trudem
powstrzymując płacz – Zginąłeś.
Słysząc to jedno słowo, przypomniał
sobie dokładnie tamte wydarzenia.
Clint
Barton ruszył na ratunek dziecka, które jako ostatnie pozostało na powierzchni
mającej zaraz roztrzaskać się Sokovii. Wyciągnął chłopca ze szczeliny, jednak
zamiast uciekać, zastygł w bezruchu, wpatrując się przed siebie.
Zauważył to i podążając za jego wzrokiem,
zobaczył, jak seria pocisków zmierza w stronę łucznika oraz bezbronnego
dziecka, które trzymał na rękach. Nie mógł pozwolić, żeby strzały ich dosięgły.
Musiał zdążyć ich uratować.
I
zdążył.
Jednak
nie zdążył ocalić siebie. Pamiętał tylko potworny ból całego ciała. To, jak
nogi mimowolnie ugięły się pod jego ciężarem i jak runął na ziemię. Gdy
stopniowo ogarniała go ciemność, zdołał jeszcze dosłyszeć rozpaczliwy wrzask
Wandy…
… która stała teraz naprzeciw
niego, cała zalana łzami.
- Och, siostra –przyciągnął ją do
siebie, po czym objął ją mocno – Tak bardzo mi przykro. Nie płacz już, jestem
przy tobie.
Wzięła kilka głębokich wdechów, aby
zahamować płacz. Złożył kilka pocałunków na czubku jej głowy, co jak zwykle ją
uspokoiło.
- Wando? – zapytał cicho po chwili.
- Tak? – uniosła lekko głowę,
spoglądając mu w oczy.
- Mogłabyś mi wyjaśnić, gdzie my
właściwie jesteśmy? – rozejrzał się nieśmiało po pomieszczeniu – I co się dokładnie
stało?
- Oczywiście, ale – otarła policzki
z łez – To dosyć długa historia.
- Mamy czas – uśmiechnął się
szeroko – I sporo rzeczy do nadrobienia.
***
- Serio? Nazwał dziecko moim
imieniem?
- Właściwie – zaczęła z trudem
powstrzymując chichot – to nazwał go Nathaniel
Pietro Barton…
- Co nie zmienia faktu, że to
najgłupszy pomysł jaki w życiu słyszałem.
Roześmiała się, kładąc głowę na
jego ramieniu.
Leżeli wygodnie na kanapie, w jej,
a właściwie w ich pokoju.
Po kilku dodatkowych badaniach,
lekarze nie wykryli żadnych nieprawidłowości. Pietro mógł więc opuścić szpitalną
część bazy. Uznali, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli bliźniaki
zamieszkają w pokoju we dwójkę. Biorąc pod uwagę okoliczności oraz ich
przywiązanie.
Bliźniaków
nie należy rozdzielać.
Przyniesiono kilka dodatkowych
mebli, kolejną szafę wypełnioną już ubraniami.
Wielkie, pojedyncze łóżko Wandy
zamieniono na znacznie węższe łóżko piętrowe z ciemnego drewna. Spojrzała w
jego stronę. Było już zaścielone, na górze czerwoną pościelą, natomiast na dole
– niebieską.
Ten pokój potrzebował znacznie
więcej błękitnego akcentu.
Odkąd pamiętała, właśnie tak
wyglądało jej łóżko. Wreszcie wszystko wróciło do normy.
- Brakowało mi ciebie – westchnęła.
- Wiem – uśmiechnął się, obejmując
ją mocniej – I przepraszam cię.
Zamrugała zaskoczona, po czym
uniosą lekko głowę.
- Mnie? Za co? – spytała.
- Za to, że cię zostawiłem. Zawiodłem
cię. Nawet nie chcę myśleć, jak bardzo musiałaś cierpieć. A najgorsze w tym
wszystkim jest to, że cierpiałaś z mojego powodu, chociaż obiecam, że nie
pozwolę cię zranić... Tym czasem, sam cię zraniłem. Strasznie, strasznie cię przepraszam.
Posłała mu ciepły, wyrozumiały
uśmiech i ujęła jego twarz w dłonie.
- Nie masz mnie za co przepraszać.
Jestem z ciebie dumna, uratowałeś niewinnego chłopca oraz człowieka, który,
gdyby nie ty, osierociłby trójkę własnych dzieci. Jesteś bohaterem, Pietro. Dla mnie zawsze nim
byłeś i zawsze nim będziesz.
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
Wiedział, że nie może po raz drugi zawieść siostry. Nie może po raz drugi jej
zostawić. Odkąd tylko pamiętał, rodzice powtarzali mu, że jest starszy.
Wprawdzie tylko o dwanaście minut, ale te minuty zdecydowały o tym, że stał się
odpowiedzialny za młodszą siostrę. Miał się nią opiekować bez względu na
wszystko.
Pocałował ją w czoło, po czym
przytulił do siebie. Miał wrażenie, jakby nie widział jej całą wieczność.
- Ale obiecaj mi coś – powiedziała
nagle, przerywając uścisk.
Oparł czoło o jej własne.
- Co tylko sobie życzysz.
- Obiecaj, że mnie już nie
zostawisz – wyszeptała smutno – Proszę.
- Nie zostawię cię, już nigdy –
uśmiechnął się ciepło – Nie pozwolę, żeby ktokolwiek znów nas rozdzielił.
Obiecuję ci.
Objęła go mocno w pasie, opierając
głowę na jego piersi. Nie mogła nacieszyć się dźwiękiem jego bijącego serca.
Słońce dopiero chowało się za
horyzontem, wpuszczając przez okna ostatnie, ciemnopomarańczowe promienie. Mimo
to, nagle poczuła jak ogarnia ją senność. Teraz mogła zasnąć. W obecności jej
brata, który już nigdy jej nie opuści.
Obiecał jej to.
Zamknęła oczy, po czym pozwoliła
sobie odpłynąć w krainę snów.
***
Otworzyła
oczy. Promienie światła wypełniły już cały pokój. Rozejrzała się po jego
wnętrzu, szukając Pietro. Jednak tutaj go nie było. Spojrzała więc w dół, na
jego łóżko, lecz ono również było puste. Na pewno musiał już się obudzić i
zejść na śniadanie. Zerwała się z łóżka, po czym szybko narzucając na siebie
szlafrok, z uśmiechem zbiegła po schodach do jadalni.
Wszyscy
siedzieli już przy stole. Jednak coś przykuło jej uwagę. Cała drużyna ubrana
była w czarne stroje. Mieli zwieszone głowy, jednak gdy zorientowali się, że
weszła do pokoju, odwrócili się w jej stronę.
-
Coś się stało? – zapytała niepewnie, zwalniając kroku – Wyglądacie, jakby ktoś
umarł.
Chciała,
żeby zabrzmiało to zabawnie. Zmusiła się nawet do uśmiechu, jednak jej dobry humor
nie przerzucił się na nikogo więcej.
Raz
jeszcze spojrzała na drużynę. Widziała wszystkich, jednak brakowało jej jednej
osoby…
Clint
uniósł się z krzesła, po czym powoli podszedł do niej. Patrzył na nią ze
smutkiem, a jednocześnie współczuciem. Ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu.
-
Wanda – zaczął, jednak w tej samej chwili, do jadali weszło kilku agentów,
niosących kogoś na noszach.
Jasne, nieco przydługie
włosy.
Zakrwawiona, jasnoniebieska
bluzka.
Czarne spodnie.
Białe sportowe buty...
-
Przykro mi – szepnął Clint.
Pietro.
-
Nie…
Podeszła
powoli do jego nieruchomego ciała, po czym odgarnęła z jego czoła kilka
srebrzystych kosmyków. Poczuła ostry ból w sercu. Nie mogła złapać tchu.
-
Nie, nie, nie!
Głośny huk wypełnił całe
pomieszczenie. Gwałtownie zerwała się z łóżka, z przerażeniem spoglądając w
okno. Krople deszczu hałaśliwie uderzały o parapet, czemu towarzyszył blask
błyskawic oraz donośne pomruki grzmotów.
Odkąd pamiętała, bała się burzy.
Wprawdzie poznała Thora, boga, który władał tym przerażającym żywiołem, ale
myśl ta wcale jej nie pomagała.
Nadal potwornie bała się burzy.
Odruchowo nasunęła na siebie
czerwoną kołdrę i zorientowała się, że jest we własnym łóżku. Nie wiedziała
nawet, jak się tam znalazła. Przecież zasnęła na kanapie…
Pietro,
pomyślała z lekkim uśmiechem.
To on musiał ją tutaj przenieść.
Spojrzała w dół i odetchnęła z
ulgą, gdy tylko go zobaczyła. Czuła się tak, jak za czasów dzieciństwa, gdzie
również spali na piętrowym łóżku. Nie mogła uwierzyć, że znów może spojrzeć na
łóżko brata i zobaczyć jego śpiącą spokojnie postać.
Brakowało jej go.
Za bardzo, by teraz ponownie
położyć się do snu. Zsunęła się z łóżka, po czym cichutko schodząc po kolejny
szczeblach drewnianej drabinki, zeszła na podłogę.
Usiadła ostrożnie na brzegu jego
łóżka.
- Pietro? – ostrożnie dotknęła jego
ramienia.
Spał jednak zbyt mocno, by mogłoby
go to zbudzić. Mruknął jedynie coś pod nosem, przewracając się na bok.
Uśmiechnęła się mimowolnie. Nawet
gdy spał, nie mógł uleżeć spokojnie.
Olbrzymia błyskawica przecięła
nieboskłon, czemu towarzyszył ogłuszający wręcz huk. Wzdrygnęła się ze strachu.
Ostrożnie odchyliła brzeg kołdry,
po czym starając się nie zbudzić brata, położyła się obok niego. Najwidoczniej wyczuł
jej obecność. Zdezorientowany, otworzył jeszcze zaspane powieki i zaczął
rozglądać się dookoła.
- Wanda? – ziewnął, gdy jego wzrok
padł na nią.
- Nie chciałam cię obudzić… -
zwiesiła głowę.
- To nic takiego – uśmiechnął się –
Stało się coś?
- Miałam zły sen – wyszeptała – A
poza tym…
Przerwał jej kolejny grzmot.
Odruchowo przysunęła się bliżej niego, ze strachem spoglądając w stronę okna.
Wprawdzie jego oczy były jeszcze
zaspane, ale patrzyły na nią z wyrozumiałością i troską. Doskonale wiedział, co
ją trapi.
Bliźniacza
telepatia.
Jego siostra bała się burzy odkąd
tyko pamiętał. Za każdym razem, w ciemną i burzliwą noc przychodziła do niego.
Przy nim się nie bała. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie.
- Mogę dziś spać z tobą? – spytała,
spoglądając mu w oczy.
Widział w nich lęk, nie tylko przed
burzą. Coś musiało ją porządnie wystraszyć, jej oczy lśniły od powoli
napływających łez.
- Jasne, że możesz – roześmiał się,
przysuwając do niej – Poza tym, czy kiedykolwiek ci odmówiłem?
Uśmiechnęła się, po czym przytuliła do brata. Tak bardzo
tęskniła za jego bliskością. Za jego ciepłem. Zamknęła oczy, wtulając się w jego
pierś. Pachniał jak ciepły, letni wiatr, który tak kochał. Uwielbiał szybkość i
towarzyszący jej rześki powiew muskający mu twarz.
Nie mogła sobie wyobrazić, że
jeszcze kilka dni temu, byłaby wstanie oddać wszystko za chwilę taką jak ta.
To wszystko było tak niewiarygodne,
a zarazem tak realne.
- Co takiego ci się śniło, że aż
tak się przestraszyłaś? – zapytał, głaszcząc ją czule po głowie.
- Nie chcę teraz o tym mówić –
westchnęła smutno – Po prostu…
Przygryzła nieśmiało dolną wargę. Z
jednej strony, nie chciała już powracać do smutnych chwil z jakże niedalekiej przeszłości,
które musiała przeżyć bez niego. Wspomnienia te były zbyt bolesne.
Z drugiej jednak strony, dusiła to w
sobie już od wielu dni. Jedynym, czego pragnęła, był powrót jej brata, który teraz
był tuż obok niej. Cały i zdrowy. Był jedyną osobą, która mogłaby zrozumieć to,
przez co przeszła. To, co czuła.
- Boję się, że ktoś znowu mi ciebie
odbierze – wyszeptała – Boję się, że gdy się obudzę, ciebie znów nie będzie
obok mnie. Że to wszystko okaże się tylko kolejnym snem.
Westchnął ciężko, po czym
opiekuńczo owinął ramiona wokół jej drobnego ciała. Rozumiał jej obawy. Nie
wiedział jak bardzo przeżywała jego odejście, ale znał ją na tyle dobrze, by
móc to sobie wyobrazić. Sama myśl, że mogła wylewać przez niego łzy była nie do
zniesienia.
Uniosła głowę, by móc spojrzeć mu w
oczy.
- Nie chcę cię znów stracić,
Pietro…
- Nie stracisz, mogę ci to obiecać
– pocałował ją czule w czubek głowy – Będę tutaj, kiedy się obudzisz, daję ci
słowo.
Brakowało jej czułości, jaką Pietro ją otaczał. Odkąd
pamiętała, traktował ją, jakby była dla niego najcenniejszym skarbem. Chronił
ją, bez względu na własne bezpieczeństwo, co zdążył już wielokrotnie udowodnić.
Wreszcie czuła, że może zasnąć. Szereg nieprzespanych nocy
powoli dawał się we znaki.
Ale teraz miała przy sobie kogoś, jedyną osobę, przy której
czuła się bezpiecznie. Zamknęła oczy i pogrążyła się we śnie, w objęciach
brata.
Daję okejke.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńSuper rozdział!!! Nie mogę doczekać się już następnego!
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńNastępny rozdział postaram się ogarnąć jak najszybciej :)