sobota, 24 października 2015

New Avenger - Rozdział VI

Przyznaję, zaniedbałam nie tylko opowiadanie, ale również całego bloga...
Wszystko przez to, że szkoła zaira mi znacznie więcej czasu, niż powinna :P

Dzisiejszy rozdział jest etapem kończącym smutki (przynajmniej na jakiś czas) więc mam nadzieję, że wam się spodoba ;)

Zapraszam do lektury :)

★★★

Rozdział VI - Wróć do mnie

Biegł za nią, ale nie był w stanie jej dogonić. Zastanawiał się, czy Pietro aby na pewno jest jedynym z bliźniaków, którzy posiadali moc nadludzkiej prędkości. Nie miał pojęcia, skąd wiedziała, dokąd ma iść. Przecież nie mówił jej, w której sali leży jej brat.
Bliźniacza telepatia, pomyślał.
- Wanda – chwycił ją mocno za ramiona – Nie możesz tam wejść.
- Muszę się z nim zobaczyć – próbowała wyrwać się z uścisku.
- Wiem, ale to nie jest najlepszy moment.
- Przecież mówiłeś, że się obudził.
- Ale nie powiedziałem, że możesz do niego iść – warknął.
Rozluźnił uścisk, po czym zsunął dłonie na jej nadgarstki, widząc lęk w jej oczach. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. Ale nie dziwił się temu. Już i tak wiele przeżyła, a jego zdenerwowanie tylko pogarszało sytuację.
- Wybacz – powiedział skruszony – Byłem trochę za ostry… Po prostu lekarze nadal robią mu badania, ale nic nie mogą znaleźć. Żadnych nieprawidłowości. Pietro jest agresywny, niczego nie pamięta. Nie wie, co się stało, kim jest, nikogo nie rozpoznaje. Ciebie również by nie poznał.
Popatrzyła raz jeszcze w kierunku drzwi.
On tam był.
Żywy.
Teraz dzieliły ich tylko drzwi. Nie niepojęta otchłań, jaką jest śmierć. Tylko drzwi.
- Muszę go zobaczyć – błagała – Nie skrzywdziłby mnie. Proszę, pozwól mi tam wejść.
Jej oczy błysnęły od napływających łez.
Westchnął bezradnie, kręcąc głową.
- Ale z ciebie mięczak, Barton – jęknął do siebie, po czym uchylił lekko drzwi.
Zamrugała zaskoczona, gdy gestem dłoni nakazał jej wejść do środka.
- No wchodź. Chociaż oboje pewnie będziemy tego żałować…

***

Każdy krok stawiała z nadmierną wręcz ostrożnością. Bała się tego, co może za chwilę nastąpić. Ale tęsknota za bratem była silniejsza od strachu. Uważnie rozejrzała się po pokoju, szukając jego twarzy.
W końcu go zauważyła. On ją również.
Leżał na łóżku, przypięty do niego pasami. Lekarze powiedzieli, że strasznie się rzucał. Unieruchomili go, by nie zrobił krzywdy ani sobie, ani nikomu innemu.
- Pietro? – niepewnie zrobiła krok ku niemu.
Patrzył na nią, jakby widział w niej największego wroga. Szarpnął rękami, zupełnie jak gdyby chciał się na nią rzucić.
- To ja, Wanda – usiadła ostrożnie na brzegu łóżka, po czym położyła dłoń na jego własnej.
On jednak milczał, a gdy tyko poczuł jej dotyk na ręce, cofnął ją w miarę możliwości jak najdalej od niej.
- Nie pamiętasz mnie? – spytała łamiącym się głosem – To przecież ja. Twoja siostra. Wanda.
Słysząc jej imię, ponownie próbując wyrwać się z uścisku skórzanych pasów. Jednak ku jej zdziwieniu, twarda skóra, z której zrobione były paski, zaczęła stopniowo pękać.
Nie zdążyła w żaden sposób zareagować, gdy chwycił ją i przycisnął do ściany, ściskając mocno jej ramiona.
Nawet, gdyby miała możliwość się bronić, nie zrobiłaby tego.
Pietro jej nie pamiętał. Nie wiedział, że byli rodzeństwem.
Ale ona o tym wiedziała.
Nieświadomość ta dała mu przewagę.
Nie mogłaby skrzywdzić własnego brata. Nie, kiedy wiedziała, jak wiele dla niej znaczy.
Popatrzyła mu w oczy. Były puste, pozbawione jakichkolwiek emocji. Jasny błękit jego oczu, który zawsze kojarzył jej się z życiem i energią, teraz niemal przyprawiał ją o dreszcze.
Pietro uniósł jedną rękę, drugą natomiast wciąż uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch. Zaskoczyło ją, że miał aż tyle siły. Zawsze uważała go za wysportowanego, a po eksperymentach Struckera stał się jeszcze bardziej krzepki. Teraz mógł unieruchomić ją przy użyciu tylko jednej ręki.
Widziała, że chce zadać jej cios. Zacisnął dłoń w pięść wymierzając w jej skroń.
Nie zamierzała się bronić.
Nie zależało jej już na życiu. Mógł ją zabić.
Skończyłby tym samym jej udrękę.
Po jej policzkach spłynęły łzy. Tym razem nie potrafiła ich powstrzymać.
- Myślałam, że na zawsze cię straciłam – wyszlochała patrząc mu głęboko w oczy – A teraz, gdy cię odzyskałam, ty nawet nie wiesz, kim jestem…
Wiedziała, że zapewne nie rozumie jej słów. Nie mogła jednak dłużej tłumić w sobie smutku, który nie opuszczał jej od dnia, w którym go straciła.
Przez ten czas łudziła się, że jednak do niej wróci. Że ukoi jej ból.
Tymczasem okazało się, że jego powrót, którego tak pragnęła, przysporzył jej jeszcze więcej cierpienia.
- To, że mnie nie pamiętasz, boli jeszcze bardziej, niż gdybyś naprawdę zginął i miał nigdy nie wrócić…
Załkała głośno. Nie dbając o to, czy ktokolwiek ją usłyszy. Nie pamiętał jej. Odzyskała go, ale nie do końca.
Nie był to Pietro, który bez względu na wszystko ją chronił.
Nie był to Pietro, dla którego była najważniejsza.
Nie był to jej Pietro.
- Marzyłam o tym, żebyś do mnie wrócił. A teraz tu jesteś. I chcesz mnie zabić. Zrób to. Tylko mi tym ulżysz. Chcę po prostu żebyś wiedział, że nigdy bym o tobie nie zapomniała. Jesteś moim bratem, którego kocham ponad wszystko na świecie. Moją jedyną rodziną. I nigdy bym cię nie skrzywdziła.
Wraz z ostatnim słowem zacisnęła szczelnie powieki, oczekując na cios. Wstrzymała oddech i mężnie uniosła głowę do góry.  
- Wanda – usłyszała nagle jego cichy i łagodny głos.
Była jednak pewna, że się przesłyszała. Brak snu, wszystkie te wydarzenia tylko osłabiały jej psychikę. Przestała więc zwracać uwagę na omamy, zarówno te wizualne, jak i dźwiękowe. Niejednokrotnie zdawało jej się, że słyszy jego głos, ale takie omamy były chyba w tej sytuacji czymś normalnym.
Może to wszystko również jest tylko złudzeniem?
Lecz nagle poczuła, jak uścisk na jej ramieniu powoli słabnie. Jej policzek ostrożnie musnęła czyjaś ciepła dłoń, ocierając przy tym jej łzy. Zaskoczona, otworzyła niepewnie oczy.
Pietro wciąż stał naprzeciw niej. Jednak teraz nie wyglądał, jakby chciał zrobić jej krzywdę. Przyglądał jej się z troską i to właśnie jego ręka czule gładziła jej policzek.
- Proszę cię, nie płacz – szepnął czule, posyłając jej lekki, pokrzepiający uśmiech.
Uśmiech.
Ten, który pocieszał ją w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji. W jego błękitnych oczach znów widziała żywy błysk. Patrzył na nią tak, jak robił to dawniej.
Poczuła, jak jej serce przyspiesza rytm, a kąciki jej ust mimowolnie unoszą się ku górze.
- Pietro – pisnęła radośnie – Pamiętasz mnie!
- Jak mógłbym zapomnieć o mojej ukochanej, młodszej siostrzyczce?
Uśmiechając się szeroko, zarzuciła mu się na szyję i objęła go mocno.
Nie zwróciła nawet uwagi na to, że znów nazwał ją młodszą siostrzyczką, czego wręcz nienawidziła. Zawsze podkreślał fakt, że jest starszy. Nie cierpiała go, kiedy jej to wypominał.
Teraz jednak ją to nie obchodziło.
Liczył się tylko fakt, że wrócił do niej dawny Pietro, za którym tak ogromnie tęskniła.
- Myślałam, że już na zawsze cię straciłam – szepnęła drżącym z nadmiaru emocji głosem.
Łzy ponownie wypełniły jej oczy. Jednak tym razem, nie były one spowodowane smutkiem.
Odzyskała go.
Wrócił do niej.
Roześmiała się przez łzy, wtulając się w jego kark. Nie mogła uwierzyć, że znów mogła się do niego przytulić. Odwzajemnił uścisk, głaszcząc ją delikatnie po włosach.  
- Wando? – zaczął niepewnie – Co się stało? I gdzie ja jestem?
Minimalnie odsunęła się od niego.
- Niczego nie pamiętasz?
- Nie – przecząco pokręcił głową – Ostatnie, co pamiętam, to Sokovię i walkę z Ultronem…
Zacisnęła powieki i zwiesiła głowę.
Walka z Ultronem.
Dzień, w którym straciła wszystko. W którym cały świat zwalił się jej na głowę. W którym pierwszy raz w życiu została całkiem sama.
Dzień, w którym złamał obietnicę.
Miał jej nie opuszczać, przysięgał jej to. A mimo to, los zadecydował inaczej, rozdzielił ich.
Poczuła, jak jej oczy po raz kolejny wypełniają się łzami.
- Ty – zaczęła, z trudem powstrzymując płacz – Zginąłeś.
Słysząc to jedno słowo, przypomniał sobie dokładnie tamte wydarzenia.
Clint Barton ruszył na ratunek dziecka, które jako ostatnie pozostało na powierzchni mającej zaraz roztrzaskać się Sokovii. Wyciągnął chłopca ze szczeliny, jednak zamiast uciekać, zastygł w bezruchu, wpatrując się przed siebie.
 Zauważył to i podążając za jego wzrokiem, zobaczył, jak seria pocisków zmierza w stronę łucznika oraz bezbronnego dziecka, które trzymał na rękach. Nie mógł pozwolić, żeby strzały ich dosięgły. Musiał zdążyć ich uratować.
I zdążył.
Jednak nie zdążył ocalić siebie. Pamiętał tylko potworny ból całego ciała. To, jak nogi mimowolnie ugięły się pod jego ciężarem i jak runął na ziemię. Gdy stopniowo ogarniała go ciemność, zdołał jeszcze dosłyszeć rozpaczliwy wrzask Wandy…
… która stała teraz naprzeciw niego, cała zalana łzami.
- Och, siostra –przyciągnął ją do siebie, po czym objął ją mocno – Tak bardzo mi przykro. Nie płacz już, jestem przy tobie.
Wzięła kilka głębokich wdechów, aby zahamować płacz. Złożył kilka pocałunków na czubku jej głowy, co jak zwykle ją uspokoiło.
- Wando? – zapytał cicho po chwili.
- Tak? – uniosła lekko głowę, spoglądając mu w oczy.
- Mogłabyś mi wyjaśnić, gdzie my właściwie jesteśmy? – rozejrzał się nieśmiało po pomieszczeniu – I co się dokładnie stało?
- Oczywiście, ale – otarła policzki z łez – To dosyć długa historia.
- Mamy czas – uśmiechnął się szeroko – I sporo rzeczy do nadrobienia.

***

- Serio? Nazwał dziecko moim imieniem?
- Właściwie – zaczęła z trudem powstrzymując chichot – to nazwał go Nathaniel Pietro Barton…
- Co nie zmienia faktu, że to najgłupszy pomysł jaki w życiu słyszałem.
Roześmiała się, kładąc głowę na jego ramieniu.
Leżeli wygodnie na kanapie, w jej, a właściwie w ich pokoju.
Po kilku dodatkowych badaniach, lekarze nie wykryli żadnych nieprawidłowości. Pietro mógł więc opuścić szpitalną część bazy. Uznali, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli bliźniaki zamieszkają w pokoju we dwójkę. Biorąc pod uwagę okoliczności oraz ich przywiązanie.
Bliźniaków nie należy rozdzielać.
Przyniesiono kilka dodatkowych mebli, kolejną szafę wypełnioną już ubraniami. 
Wielkie, pojedyncze łóżko Wandy zamieniono na znacznie węższe łóżko piętrowe z ciemnego drewna. Spojrzała w jego stronę. Było już zaścielone, na górze czerwoną pościelą, natomiast na dole – niebieską.
Ten pokój potrzebował znacznie więcej błękitnego akcentu.
Odkąd pamiętała, właśnie tak wyglądało jej łóżko. Wreszcie wszystko wróciło do normy.
- Brakowało mi ciebie – westchnęła.
- Wiem – uśmiechnął się, obejmując ją mocniej – I przepraszam cię.
Zamrugała zaskoczona, po czym uniosą lekko głowę.
- Mnie? Za co? – spytała.
- Za to, że cię zostawiłem. Zawiodłem cię. Nawet nie chcę myśleć, jak bardzo musiałaś cierpieć. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że cierpiałaś z mojego powodu, chociaż obiecam, że nie pozwolę cię zranić... Tym czasem, sam cię zraniłem. Strasznie, strasznie cię przepraszam.
Posłała mu ciepły, wyrozumiały uśmiech i ujęła jego twarz w dłonie.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Jestem z ciebie dumna, uratowałeś niewinnego chłopca oraz człowieka, który, gdyby nie ty, osierociłby trójkę własnych dzieci.  Jesteś bohaterem, Pietro. Dla mnie zawsze nim byłeś i zawsze nim będziesz.
Uśmiechnął się w odpowiedzi. Wiedział, że nie może po raz drugi zawieść siostry. Nie może po raz drugi jej zostawić. Odkąd tylko pamiętał, rodzice powtarzali mu, że jest starszy. Wprawdzie tylko o dwanaście minut, ale te minuty zdecydowały o tym, że stał się odpowiedzialny za młodszą siostrę. Miał się nią opiekować bez względu na wszystko.
Pocałował ją w czoło, po czym przytulił do siebie. Miał wrażenie, jakby nie widział jej całą wieczność.
- Ale obiecaj mi coś – powiedziała nagle, przerywając uścisk.
Oparł czoło o jej własne.
- Co tylko sobie życzysz.
- Obiecaj, że mnie już nie zostawisz – wyszeptała smutno – Proszę.
- Nie zostawię cię, już nigdy – uśmiechnął się ciepło – Nie pozwolę, żeby ktokolwiek znów nas rozdzielił. Obiecuję ci.
Objęła go mocno w pasie, opierając głowę na jego piersi. Nie mogła nacieszyć się dźwiękiem jego bijącego serca.
Słońce dopiero chowało się za horyzontem, wpuszczając przez okna ostatnie, ciemnopomarańczowe promienie. Mimo to, nagle poczuła jak ogarnia ją senność. Teraz mogła zasnąć. W obecności jej brata, który już nigdy jej nie opuści.
Obiecał jej to.
Zamknęła oczy, po czym pozwoliła sobie odpłynąć w krainę snów.

***

Otworzyła oczy. Promienie światła wypełniły już cały pokój. Rozejrzała się po jego wnętrzu, szukając Pietro. Jednak tutaj go nie było. Spojrzała więc w dół, na jego łóżko, lecz ono również było puste. Na pewno musiał już się obudzić i zejść na śniadanie. Zerwała się z łóżka, po czym szybko narzucając na siebie szlafrok, z uśmiechem zbiegła po schodach do jadalni.
Wszyscy siedzieli już przy stole. Jednak coś przykuło jej uwagę. Cała drużyna ubrana była w czarne stroje. Mieli zwieszone głowy, jednak gdy zorientowali się, że weszła do pokoju, odwrócili się w jej stronę.
- Coś się stało? – zapytała niepewnie, zwalniając kroku – Wyglądacie, jakby ktoś umarł.
Chciała, żeby zabrzmiało to zabawnie. Zmusiła się nawet do uśmiechu, jednak jej dobry humor nie przerzucił się na nikogo więcej.
Raz jeszcze spojrzała na drużynę. Widziała wszystkich, jednak brakowało jej jednej osoby…
Clint uniósł się z krzesła, po czym powoli podszedł do niej. Patrzył na nią ze smutkiem, a jednocześnie współczuciem. Ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu.
- Wanda – zaczął, jednak w tej samej chwili, do jadali weszło kilku agentów, niosących kogoś na noszach.
Jasne, nieco przydługie włosy.
Zakrwawiona, jasnoniebieska bluzka.
Czarne spodnie.
Białe sportowe buty...
- Przykro mi – szepnął Clint.
Pietro.
- Nie…
Podeszła powoli do jego nieruchomego ciała, po czym odgarnęła z jego czoła kilka srebrzystych kosmyków. Poczuła ostry ból w sercu. Nie mogła złapać tchu.
- Nie, nie, nie!
Głośny huk wypełnił całe pomieszczenie. Gwałtownie zerwała się z łóżka, z przerażeniem spoglądając w okno. Krople deszczu hałaśliwie uderzały o parapet, czemu towarzyszył blask błyskawic oraz donośne pomruki grzmotów.
Odkąd pamiętała, bała się burzy. Wprawdzie poznała Thora, boga, który władał tym przerażającym żywiołem, ale myśl ta wcale jej nie pomagała.
Nadal potwornie bała się burzy.
Odruchowo nasunęła na siebie czerwoną kołdrę i zorientowała się, że jest we własnym łóżku. Nie wiedziała nawet, jak się tam znalazła. Przecież zasnęła na kanapie…
Pietro, pomyślała z lekkim uśmiechem.
To on musiał ją tutaj przenieść.
Spojrzała w dół i odetchnęła z ulgą, gdy tylko go zobaczyła. Czuła się tak, jak za czasów dzieciństwa, gdzie również spali na piętrowym łóżku. Nie mogła uwierzyć, że znów może spojrzeć na łóżko brata i zobaczyć jego śpiącą spokojnie postać.
Brakowało jej go.
Za bardzo, by teraz ponownie położyć się do snu. Zsunęła się z łóżka, po czym cichutko schodząc po kolejny szczeblach drewnianej drabinki, zeszła na podłogę.
Usiadła ostrożnie na brzegu jego łóżka.
- Pietro? – ostrożnie dotknęła jego ramienia.
Spał jednak zbyt mocno, by mogłoby go to zbudzić. Mruknął jedynie coś pod nosem, przewracając się na bok.
Uśmiechnęła się mimowolnie. Nawet gdy spał, nie mógł uleżeć spokojnie.
Olbrzymia błyskawica przecięła nieboskłon, czemu towarzyszył ogłuszający wręcz huk. Wzdrygnęła się ze strachu.
Ostrożnie odchyliła brzeg kołdry, po czym starając się nie zbudzić brata, położyła się obok niego. Najwidoczniej wyczuł jej obecność. Zdezorientowany, otworzył jeszcze zaspane powieki i zaczął rozglądać się dookoła.
- Wanda? – ziewnął, gdy jego wzrok padł na nią.
- Nie chciałam cię obudzić… - zwiesiła głowę.
- To nic takiego – uśmiechnął się – Stało się coś?
- Miałam zły sen – wyszeptała – A poza tym…
Przerwał jej kolejny grzmot. Odruchowo przysunęła się bliżej niego, ze strachem spoglądając w stronę okna.
Wprawdzie jego oczy były jeszcze zaspane, ale patrzyły na nią z wyrozumiałością i troską. Doskonale wiedział, co ją trapi.
Bliźniacza telepatia.
Jego siostra bała się burzy odkąd tyko pamiętał. Za każdym razem, w ciemną i burzliwą noc przychodziła do niego. Przy nim się nie bała. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie.
- Mogę dziś spać z tobą? – spytała, spoglądając mu w oczy.
Widział w nich lęk, nie tylko przed burzą. Coś musiało ją porządnie wystraszyć, jej oczy lśniły od powoli napływających łez.
- Jasne, że możesz – roześmiał się, przysuwając do niej – Poza tym, czy kiedykolwiek ci odmówiłem?
Uśmiechnęła się, po czym przytuliła do brata. Tak bardzo tęskniła za jego bliskością. Za jego ciepłem. Zamknęła oczy, wtulając się w jego pierś. Pachniał jak ciepły, letni wiatr, który tak kochał. Uwielbiał szybkość i towarzyszący jej rześki powiew muskający mu twarz.
Nie mogła sobie wyobrazić, że jeszcze kilka dni temu, byłaby wstanie oddać wszystko za chwilę taką jak ta.
To wszystko było tak niewiarygodne, a zarazem tak realne.
- Co takiego ci się śniło, że aż tak się przestraszyłaś? – zapytał, głaszcząc ją czule po głowie.
- Nie chcę teraz o tym mówić – westchnęła smutno – Po prostu…
Przygryzła nieśmiało dolną wargę. Z jednej strony, nie chciała już powracać do smutnych chwil z jakże niedalekiej przeszłości, które musiała przeżyć bez niego. Wspomnienia te były zbyt bolesne.
Z drugiej jednak strony, dusiła to w sobie już od wielu dni. Jedynym, czego pragnęła, był powrót jej brata, który teraz był tuż obok niej. Cały i zdrowy. Był jedyną osobą, która mogłaby zrozumieć to, przez co przeszła. To, co czuła.
- Boję się, że ktoś znowu mi ciebie odbierze – wyszeptała – Boję się, że gdy się obudzę, ciebie znów nie będzie obok mnie. Że to wszystko okaże się tylko kolejnym snem.
Westchnął ciężko, po czym opiekuńczo owinął ramiona wokół jej drobnego ciała. Rozumiał jej obawy. Nie wiedział jak bardzo przeżywała jego odejście, ale znał ją na tyle dobrze, by móc to sobie wyobrazić. Sama myśl, że mogła wylewać przez niego łzy była nie do zniesienia.
Uniosła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Nie chcę cię znów stracić, Pietro…
- Nie stracisz, mogę ci to obiecać – pocałował ją czule w czubek głowy – Będę tutaj, kiedy się obudzisz, daję ci słowo.  
Brakowało jej czułości, jaką Pietro ją otaczał. Odkąd pamiętała, traktował ją, jakby była dla niego najcenniejszym skarbem. Chronił ją, bez względu na własne bezpieczeństwo, co zdążył już wielokrotnie udowodnić.
Wreszcie czuła, że może zasnąć. Szereg nieprzespanych nocy powoli dawał się we znaki.
Ale teraz miała przy sobie kogoś, jedyną osobę, przy której czuła się bezpiecznie. Zamknęła oczy i pogrążyła się we śnie, w objęciach brata.

★★★

Wybaczcie za wszelkie błędy i niedociągnięcia, ale zdążyłam już trochę odwyknąć od pisania xD
Jeśli więc zauważycie coś niepokojącego, dajcie znać, a ja postaram się to jak najszybciej poprawić ;)

4 komentarze: