czwartek, 9 lipca 2015

Witajcie wakacje!

2 komentarze:
I stało się, czas odpocząć do blogowania...
Uwierzcie mi, wolałabym zabrać wszystkie moje blogi ze sobą, ale niestety wyjeżdżam w miejsce, gdzie nie będę miała dostępu do internetu...
Tak, istnieją jeszcze takie miejsca xD

Nie jest to wieczne zawieszenie, bo wkrótce wrócę.
Nie wiem jednak, kiedy...
Jednak kiedy to nastąpi, na pewno się odezwę :)

Post ten ma charakter informacyjny, więc nie będę się rozpisywała.
Rozpiszę się, gdy wrócę xD
A do tego czasu, żegnajcie :)


środa, 8 lipca 2015

New Avenger - Rozdział IV

2 komentarze:
You didn't see that coming? xD
To przecież było oczywiste, że nie pozwolę, żeby w moim opowiadaniu, moja ulubiona postać pozostała martwa.
To nie w moim stylu ;)

Rozdział pojawił się szybko, co wcale nie jest przypadkowe. Wyjaśnię to w kolejnym, informacyjnym wpisie, który pojawi się jutro.

Tak czy inaczej, kolejny rozdział, z kolejną, nową postacią.
Zapraszam!

★★★

Rozdział IV – Nieprzespane noce

- I widzisz, dotrzymałem obietnicy – powiedział, uśmiechając się dumnie – Jadalnia wyremontowana. I pomalowana.
- Pięknie, tylko kto to wszystko posprząta? – trzymając małego Nathaniela na rękach, wskazała podbródkiem na porozwalane wokół kubły z farbą, pędzle oraz pozostałości po remoncie.
- Mamy do pomocy dwa potworki – poklepał Coopera po ramieniu – Chyba nie będą się buntować i trochę nam pomogą, nie?
Lilla potrząsnęła przecząco głową, po czym z uśmiechem uciekła do swojego pokoju, a w ślad za nią ruszył jej starszy brat.
- Tak się rodzicom odwdzięczacie? – zawołała za nimi Laura.
- Będziecie coś kiedyś chcieli – mruknął Clint – Wtedy wam to przypomnę!
Tęsknił za chwilami takimi jak ta.
Tęsknił za Laurą, za ich domem, nawet za wrzaskami Lilli i Coopera. Jako Avenger, cały czas poświęcał pracy. Misjom i przeróżnym zadaniom. Czasami pomagało mu to zapomnieć o tęsknocie do rodziny.
Rozległ się nagle melodyczny dźwięk. Popatrzył w stronę szafki, na której leżała jego komórka. Podszedł do niej i chwycił za telefon.
- Halo?
- Clint? To ja, Steve – w słuchawce odezwał się znajomy głos.
- Kapitanie, cóż za miła niespodzianka – uśmiechnął się – Nie ma mnie dopiero kilka dni, a wy już się stęskniliście?
- Przykro mi, tym razem nie chodzi o ciebie. Chociaż nie ukrywam, że trochę tu cicho bez ciebie.
- Brzmi poważnie i zaczynam się bać. Coś się stało?
- Musisz tu przyjechać – powiedział z powagą – Chodzi o Wandę. Jest całkowicie załamana i przypuszczam, że twoja obecność dobrze jej zrobi. Miałeś dobry kontakt z nią i z Pietro, jako ostatni się z nim widziałeś.
Na te słowa, zacisnął powieki. Starał się nie wspominać o tym, co miało miejsce w Sokovii.
W jego obronie zginął tak młody chłopak, jeszcze dziecko. Miał przed sobą całe życie, a mimo to wolał poświęcić je, by uchronić jego rodzinę przed wielką tragedią. Nie wyobrażał sobie, że mógłby zostawić Laurę, albo dzieci. Były dla niego całym światem. Ale gdyby jego zabrakło, mieliby siebie nawzajem.
Wanda nie miała tego szczęścia.
Jako dziecko straciła rodziców, a teraz, z jego winy, straciła również brata. Była sama. Nie miała nikogo bliskiego, na kim mogłaby polegać.
- Ona cię teraz potrzebuje. Z nikim nie chce rozmawiać.
- Naprawdę myślisz, że ze mną będzie chciała? – parsknął – To przeze mnie straciła brata.
- Nie możesz się za to obwiniać. Nie mogliśmy mu pomóc – głos w słuchawce zabrzmiał znacznie łagodniej – Tak czy owak, potrzebujemy cię tutaj.
- Steve…
- Wiem, że jesteś teraz z rodziną, która cię potrzebuje. Ale tutaj także czeka twoja rodzina. Potrzebujemy twojej pomocy, Barton. I nie chodzi tylko o Wandę.
- Więc o co? – spytał zaciekawiony.
- HYDRA znalazła naszą bazę, mieliśmy tu niedawno włamanie. Żadnych strat, ani materialnych, ani strat w ludziach.
- W takim razie czego chcieli?
- Wygląda na to, że po prostu chcieli oznajmić, że wiedzą, gdzie jesteśmy. Musimy być czujni. Do niczego nie będę ci zmuszał, ale przemyśl to jeszcze.
Nie odpowiedział. Rozłączył się i odłożył telefon.
- Coś nie tak? – usłyszał zza siebie troskliwy głos Laury.
Gwałtownie odwrócił się w jej stronę.
- Nic takiego – odparł – Koledzy się trochę za mną stęsknili, to wszystko.

***

Noc spowiła świat już kilka godzin temu. Była to kolejna noc, która zapowiadała się na długą i męczącą.
Nie potrafiła dłużej siedzieć w pokoju. Nie zamierzała spędzić tam kolejnej, nieprzespanej nocy, wpatrując się w puste, białe ściany. Znała już każdy ich fragment na pamięć.
Stała nieruchomo przy oknie, wpatrując się przed siebie. Za szybą widziała zatopione w mroku, gęste lasy i tysiące migoczących gwiazd ponad nimi.
Niebo wyglądało podobnie, gdy w dzieciństwie wybrała się wraz z rodzicami i Pietro na biwak, do lasu. Gdy nastała noc, również miała problem z zaśnięciem. Jednak wtedy był przy niej Pietro, który nie pozwalał jej się nudzić. Rozmawiali szeptem, by nie zbudzić rodziców, wpatrując się w gwiazdy pobłyskujące nad nimi.
Był to jeden z najpiękniejszych dni, jakie zachowały się w jej pamięci.
Wtedy nie bała się zasnąć. Nie bała się, że przyśni jej się coś złego. A nawet jeśli, Pietro byłby przy niej, żeby ją pocieszyć, uspokoić.
Teraz nie było to możliwe.
- Koszmary – usłyszała nagle rzeczowy głos Visiona – Czyż nie mam racji?
Skinęła głową, nawet się nie odwracając. Nie wiedzieć czemu, czuła, że on doskonale wie, o czym myśli. Vision, unosząc się kilka centymetrów nad ziemią, zbliżył się do niej, po czym opad na posadzkę, siadając obok Wandy.
Vision, podobnie jak reszta drużyny podnosił ją na duchu. Mówił w nieco inny sposób, bardziej refleksyjny, co chcąc nie chcąc zmuszało ją do przemyśleń. Zazwyczaj jej to pomagało.
Ale jednego nie potrafiła mu wybaczyć.
Tego, że wtedy ją uratował.
Chciała umrzeć.
Znów zobaczyć Pietro.
Nie wyobrażała sobie życia bez niego, więc po co miałaby je ciągnąć? Chciała po prostu to zakończyć. Ale on jej na to nie pozwolił. Nie pozwolił jej dołączyć do brata. Najwidoczniej, miał ku temu powody. Nie wiedziała jakie, ale nie obchodziło ją to.
Wtedy chciała jedynie umrzeć.
- Tęsknię za nim – zwiesiła smutno głowę – Myślałam, że jakoś sobie z tym poradzę, ale… Nie potrafię o nim zapomnieć.
- Zapominanie o bliskich, którzy odeszli nie jest właściwe. Powinniśmy zawsze mieć ich w pamięci. Ich i chwile, które z nimi spędziliśmy. Takie wspomnienia dają nam siłę.
Łzy, które do tej pory udawało jej się powstrzymywać, wymknęły się z jej oczu i powoli spłynęły po policzkach.
- Wybacz, jeśli powiedziałem coś niewłaściwego – powiedział nagle, zauważając jej płacz – Nie opanowałem jeszcze sztuki pocieszania innych. Nie mam jeszcze doświadczenia w takich sprawach.
- Nie, w porządku – uśmiechnęła się do niego słabo, ocierając łzy – W pewien sposób mi pomogłeś, dziękuję. I całkiem nieźle sobie radzisz w „sztuce pocieszania”.
Skinął głową, odwzajemniając uśmiech, po czym poszybował powoli w stronę drzwi.
Obejrzała się za nim. Jego postać od zawsze ją intrygowała. Jako jedyny mówił jej wprost o stracie, śmierci, cierpieniu. Gdy inni próbowali ją pocieszać, zapewniali, że będzie lepiej, on nie krył przed nią prawdy. Co więcej, przekazywał ją w tak dosadny, a zarazem subtelny sposób.
Taka prawda była znacznie lepsza od kłamstw, które codziennie słyszała.
Jednak ani prawda, ani kłamstwa, nie potrafiły jej pocieszyć.
Nie potrafiły przywrócić jej brata.

***

Uwielbiał ciszę, jaka od zawsze panowała na jego gospodarstwie. Zwłaszcza nocną ciszę, której towarzyszyły odgłosy świerszczy i pohukiwanie nielicznych sów. W przeciwieństwie do hałaśliwego Nowego Jorku, tutaj mógł się wyciszyć i w skupieniu przemyśleć kilka spraw.
A teraz miał parę istotnych spraw do przemyślanie.
Zostawić rodzinę, do której niedawno wrócił, czy zostawić młodą dziewczynę załamaną utratą brata, który zginął z jego winy?
- Nad czym tak rozmyślasz? – nagle poczuł ciepłe dłonie owijające się powoli wokół jego talii, którym towarzyszył równie ciepły ton kobiecego głosu.
- Nad niczym – odparł, zmuszając się do słabego uśmiechu.
- Może to ty jesteś Sokolim Okiem, ale ja również potrafię parę rzeczy zauważyć – oparła brodę na jego ramieniu – Na przykład to, że coś cię trapi.
Dłuższe ukrywanie tego przed nią, nie miało chyba sensu. Laura była niczym wykrywacz kłamstw, znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy coś przed nią zatajał. I tak prędzej czy później by to odkryła.
- Steve do mnie zadzwonił. Powiedział, żebym przyjechał. Niedawno był atak na bazę. Potrzebują mnie tam.
- Czy tylko o to chodzi? – zapytała podejrzliwie.
- Nie tylko – westchnął – Wanda, siostra tego chłopaka, który…
… zginął w jego obronie. Nie potrafił zrozumieć, jak tak młody chłopak, który dotychczas śmiał się oraz droczył z nim, mógł tak po prostu odejść.
To był moment. Pietro zniknął tak szybko, jak się przed nim pojawił. Nigdy nie zapomni tego słabego uśmiechu, który posłał mu tuż przed upadkiem.
- Ona jest po prostu załamana – ciągnął – Straciła jedyną bliską jej osobę. I to przez mnie.
- To nie twoja wina – Laura czule pocałowała go w policzek – Nie możesz się o to obwiniać, nie miałeś z tym nic wspólnego. Ale mimo to, jesteś coś winny temu chłopcu. Zadbał o naszą rodzinę, ratując ciebie. Myślę, że oczekiwałby tego samego.
- Co sugerujesz?
- Jedź – uśmiechnęła się – Nie jest to śmiertelnie niebezpieczna misja, więc ostatecznie mogę cię puścić. A jeśli tej dziewczynie się nie poprawi, przywieź ją tutaj.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście, że jestem. Nie zastąpimy jej brata, ale może chociaż sprawimy, że nie będzie czuła się taka samotna.
Uśmiechnął się, przytulając ją do siebie. Odkąd się poznali, Laura była osobą o dobrym sercu i właśnie to odróżniało ją od innych kobiet, które poznał. Była troskliwa i opiekuńcza w stosunku do wszystkich, miał wrażenie, jakby otaczała miłością każde stworzenie na ziemi. 
Nie chciał rozstawać się z nią, ani z dziećmi, zwłaszcza, ze miał teraz znacznie więcej obowiązków. Jednak czuł się zobowiązany pomóc Wandzie. Jej brat, który był dla niej wszystkim, oddał życie w jego bronie. To przez niego Pietro zginął i przez niego Wanda tak bardzo cierpiała. Nie był pewien, czy aby na pewno chce go widzieć, ale potrzebowała wsparcia. Musiał więc wrócić do Nowego Jorku. I robił to tylko ze względu na Wandę.  
- Niedługo wrócę – szepnął do żony, całując ją w czoło – Obiecuję ci.

★★★

Agencie Barton, brakowało nam pana xD
Opowiadanie bez Hawkeye'a nie jest opowiadaniem, poza tym, zamierzam wykorzystać tutaj jego relacje z bliźniakami ;)

Niestety, na kolejne rozdziały przyjdzie wam troszkę poczekać, a wszystko za sprawą trwających wakacji...
Wszystko dokładniej wyjaśnię we wspomnianym powyżej, jutrzejszym wpisie :)

niedziela, 5 lipca 2015

New Avenger - Rozdział III

2 komentarze:
No to wracamy do smutnego klimatu opowiadania.
Mogę was zapewnić, że w tym rozdziale będzie już lepiej.

Przygotujcie się na coś, na co w sumie powinniście być przygotowani i zapraszam do lektury ;)

★★★

Rozdział III – Cienie przeszłości

Była sama, otoczona przez niemal rażącą w oczy biel. Nie widziała nic, czuła jedynie lekki chłód. Potarła dłońmi ramiona, chcąc nieco się rozgrzać.
Była sama, ale mimo wszystko odczuwała czyjąś obecność.  
Nagle, jakby za mgłą dostrzegła słaby zarys sylwetki. Zrobiła kilka kroków do przodu. Nim jednak zdążyła podjeść wystarczająco blisko, usłyszała, jak ktoś ją wołał. Był to znajomy głos, pochodzący od postaci, która nagle pojawiła się tuż naprzeciwko niej.
Teraz tajemnicza postać nie była już taka tajemnicza. Doskonale znała tę twarz.
- Pietro – szepnęła, otwierając szeroko oczy.
Natychmiast podbiegła do niego i rzuciła się w jego ramiona. Objął ją, ale ku jej zdziwieniu, nie poczuła ciepła, jakie zawsze odczuwała, gdy ją przytulał.
Zupełnie, jakby go nie było.
- Przepraszam, siostra – szepnął nagle – Ale przyszedłem się pożegnać.
Gwałtownie odsunęła się od niego, chcąc spojrzeć w jego błękitne oczy. Widziała w nich smutek oraz bezsilność.
- Nie – pokręciła głową – Nie zostawiaj mnie, proszę…
- Będę cię chronił, obiecuję – uśmiechnął się słabo, dotykając czule jej policzka – W każdym śnie o lepszym, szczęśliwszym świecie, będę przy tobie.
Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami. Przytuliła się do jego piersi, ale nie słyszała bicia jego serca, na które tak liczyła.
Wtuliła się w niego mocniej, chcąc jak najdłużej nacieszyć się jego obecnością, którą ledwie wyczuwała.
- Boję się – wyszlochała – Nie chcę zostać sama. Chcę, żebyś został.
- Zawsze przy tobie będę – mówił ciepło, głaszcząc ją delikatnie po głowie – Będę w twoich snach, żeby powtarzać ci, jak bardzo cię kocham. 
Chciała, by chwila ta trwała wiecznie. Nagle jednak odsunął się od niej i chwycił delikatnie za rękę. Spojrzał w jej lśniące od łez oczy i posłał nieśmiały, lecz pokrzepiający uśmiech.
- Muszę już iść – wyszeptał smutno – Będę twoim aniołem, który zawsze będzie cię strzegł. Żegnaj, siostrzyczko.
Puścił jej dłoń, po czym jego postać zaczęła powoli rozpływać się w gęstej mgle. Chciała za nim pobiec, ale czuła, że nie może ruszyć się z miejsca. Po krótkiej chwili nie pozostało po nim nic, żadnego dowodu na to, że naprawdę tutaj był.
Została sama.
- Będę czekał na ciebie – usłyszała jeszcze jego ledwie słyszalny szept – To nie jest prawdziwe pożegnanie, jeszcze się zobaczymy. Jesteś silna, siostrzyczko. Wiem, że dasz sobie radę. Pamiętaj, że strasznie cię kocham.
Otworzyła gwałtownie oczy.
Jednak w przeciwieństwie do poprzednich nocy, nie bała. Się. Nie obudziła się z krzykiem, czy płaczem. Nie była wystraszona.
Jedyne co czuła, to bolesną pustkę w sercu.
To nie był koszmar. To było pożegnanie, na które zabrakło mu czasu.
Nie pożegnał się z nią, co najwidoczniej chciał naprawić. I udało mu się. Nie wiedziała, jak to zrobił, ale była mu wdzięczna, że mogła jeszcze raz go zobaczyć. Jeszcze raz usłyszeć jego kojący głos. I chociaż już nie czuła jego obecności, była pewna, że jest przy niej.
Że czuwa nad nią, niczym anioł stróż, którym zawsze dla niej był.
Pietro zawsze był jej aniołem.

***

Kolejne dni zlewały się w jednolitą, monotonną całość. Starała się jak najmniej przebywać zamknięta w pokoju. Wynajdywała najrozmaitsze zajęcia, by tylko nie myśleć o Pietro.
Próbowała rozmawiać z innymi Avengersami, jednak o czym by nie dyskutowali, temat prędzej czy później schodził na jej brata.
Stała przed bramą wyjazdową, wpatrując się w głąb otaczającego placówkę lasu. Czuła intensywny zapach drzew oraz powiem ciepłego, letniego wiatru, który muskał jej twarz.
Nie chciano wysyłać ją na żadne z misji. Za każdym razem słyszała:
Musisz jeszcze odpocząć
W gruncie rzeczy, zadania wcale nie były poważne, skoro wysyłano na nie pojedynczych agentów. Najczęściej byli to Sam i James, w kręgach T.A.R.C.Z.Y. znani lepiej jako Falcon i War Machine. Chcieli się wykazać i pokazać, co potrafią. Ona też tego chciała, ale nie zamierzała się spierać z decyzją Kapitana.
- Zbieraj się – usłyszała nagle znajomy głos.
Zdezorientowana obejrzała się za siebie, gdzie ujrzała Natashę stojącą tuż za nią ze skrzyżowanymi ramionami.
- Dokąd?- zapytała niepewnie.
- Nie wiem, jak ty, ale ja muszę nieco odpocząć od tego miejsca. Jedziesz ze mną, czy nie?
Nie wiedziała, czy wypada dalej ją wypytywać i czy jest w tym jakikolwiek sens. Skinęła więc głową, po czy ruszyła w ślad za Natashą w stronę garażu. 

***

Nie widział nic, prócz budzącą grozę ciemnością, która go otaczała.
Nie czuł nic, prócz piekącego bólu całego ciała.
Nie słyszał nic, prócz upiornej ciszy, która zdawała się odbijać echem w jego głowie.
Nagle do jego uszu zaczęły docierać strzępki rozmów. Nie potrafił rozpoznać ani głosów, ani słów, jakie wypowiadano. Ciemność zaczęła powoli ustępować miejsca światłu, które z coraz większą siłą oświetlało jego twarz.
Otworzył niepewnie oczy. Poza wielką lampą umieszczoną na suficie dostrzegł zarys jakiejś postaci. Zmrużył lekko oczy, przyglądając się uważniej.
- Witam z powrotem na świecie – powiedział, jak się okazało, mężczyzna ubrany w długi, biały kitel – Mam nadzieję, że się pan wyspał, panie Maximoff.
Maximoff.
Słowo to nie mówiło mu wiele. Właściwie, brzmiało zupełnie obco. Starał sobie przypomnieć cokolwiek, jakikolwiek szczegół, ale nie potrafił.
Pustka w głowie.
- Zakładam, że jest pan teraz nieco zdezorientowany, prawda? – mężczyzna jakby czytał w jego myślach – Proszę się jednak nie martwić. Moim zadaniem jest wszystko panu wyjaśnić.
Postanowił nie trwać dłużej w pozycji leżącej. Uniósł się z łóżka i usiadł na jego brzegu, czemu towarzyszył pulsujący ból głowy, który na szczęście, stopniowo słabnął. 
- Szczegóły takie jak pańskie dane osobowe nie są teraz najważniejsze. Przydzielono panu misję – podsunął mu pod nos tablet z kilkoma wyświetlonymi zdjęciami.
Lekarz przesuwał powoli palcem po gładkim ekranie, zmieniając kolejno wyświetlające się fotografie.
Jasnowłosy mężczyzna, ubrany w czerwono niebieski strój ze srebrną gwiazdą na piersi, trzymający w dłoni okrągłą tarczę.
Olbrzymie, zielonkawe monstrum o budzącym grozę spojrzeniu.
Postać, prawdopodobnie mężczyzna w czerwonozłotym pancerzu.
Smukła, rudowłosa kobieta w czarnym stroju, uzbrojona w dwa pistolety.
Wysoki, umięśniony mężczyzna o sięgającym za ramiona blond włosach, dzierżący w ręku młot.
Łucznik w ciemnym kombinezonie.
Oraz młoda, ciemnowłosa dziewczyna. Ubrana w czarną sukienkę oraz krwistoczerwoną kurtkę. O dużych, szarozielonych oczach i jasnej cerze. Jej brązowe włosy opadały niechlujnie na ramiona.
Poprzednie postacie wydawały mu się zupełnie obce, jednak był pewien, że tę dziewczynę gdzieś kiedyś widział.
Nie wiedział, gdzie, ani kiedy, ale by pewien, że ją znał.
- Nie poznaje pan tych ludzi, prawda? – zapytał mężczyzna, zabierając tablet.
Pokręcił przecząco głową w odpowiedzi.
- Nie jest to jednak istotne. Najważniejsze jest to, że ci ludzie są celem pańskiego zadania. Ma ich pan zniszczyć. Każdego, bez wyjątków, zaczynając do niej – wskazał na wirtualną fotografię pozornie znajomej, szarookiej dziewczyny – To ona jest pierwszym celem. Jednak nim przejdziemy do działania, radziłbym zmienić strój.
Odruchowo spojrzał na swoją koszulkę. Materiał był podziurawiony. Zauważył wiele okrągłych otworów, których brzegi poplamione były krwią.
- I zdobyć jakąś broń…

***

Tak dawno nie opuszczała bazy, że prawie zapomniała, jak wygląda miasto. Wprawdzie nigdy nie była w Nowym Jorku, ale dobrze znała to miejsce ze zdjęć i filmów. Było dokładnie takie, jak sobie wyobrażała. Wielkie, kolorowe, a przede wszystkim pełne energii.
Zupełnie jak Pietro.
Przypomniała sobie, jak w dzieciństwie opowiadał, że będzie mieszkał właśnie w Nowym Jorku. Od zawsze chciał zobaczyć właśnie to miasto. Żałowała, że nie mógł być tutaj razem z nią.
Razem z Natashą przemierzały tłoczne, nowojorskie ulice. Nie mogła oderwać wzroku od kolorowych billboardów i sklepów, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie ulicy. Nie mogła się zdecydować, na co patrzeć, nie chciała niczego przegapić.
Zatrzymała się nagle, wpatrując w przeciwną stronę ulicy, a raczej na postać, która tamtędy przechodziła. Mogłaby przysiąc, że znała tę postać. Jasne, nieco przydługie włosy, pod którymi wciąż kryła się odrobina brązu opadały niesfornie na jego czoło. Ciemnoniebieska bluza, czarne spodnie, białe sportowe buty.
Serce w jej piersi zdawało się zatrzymać.
To nie może być prawda…
Nie mogła się pomylić. Ten chłopak wyglądał dokładnie tak jak…
- Stało się coś? – zaniepokojony głos Natashy wyrwał ją z zamyśleń.
Potrząsnęła nieznacznie głową, próbując się otrząsnąć.  Jednak, gdy próbowała ponownie znaleźć go w tłumie, zdążył już zniknąć jej z oczu.
- Nie – odparła zmieszana – Miałam wrażenie, że…
Że widzi jej zmarłego brata? Nawet w jej własnej głowie brzmiało to absurdalnie.
- Że co? – drążyła.
- Już nie ważne – ucięła, przenosząc wzrok na Natashę – Wszystko w porządku, ale może wróćmy już do bazy.
- Jesteś pewna, że wszystko gra?
- Tak, tylko jestem już trochę zmęczona, głowa zaczęła mnie boleć – dotknęła odruchowo skroni – Wracajmy już.
To nie mógł być on. Musiało jej się przewidzieć…

***

Ogarniał ją chłód i całkowita ciemność. Była sama. Sama w nieskończonym mroku. Nagle jednak zauważyła błysk światła, który zdawał się oślepić ją na moment. Zasłoniła oczy ręką. Gdy tylko dziwny blask zniknął, zauważyła leżącą kilka metrów przed nią postać, odwróconą twarzą do niej.
Doskonale znała tę twarz.
- Pietro! – zawołała.
Dopiero teraz zauważyła, że mocno przyciskał ręce do klatki piersiowej, a jego jasnoniebieska koszulka stopniowo przesiąkała krwią. Jej twarz cała zalała się łzami.
Chciała do niego podbiec, ale czuła, że nie może ruszyć się miejsca. Jakby jakaś tajemnicza siła starała się odciągnąć ją od niego.
- Wanda – jęknął, zaciskając dłoń na swojej piersi – Pomóż mi…
Patrzył na nią, jakby była jego ostatnim ratunkiem. I tak też było. W pobliżu nie znajdował się nikt, kto mógłby mu pomóc. Nikt prócz niej.
- Wanda, proszę… - jego głos był znacznie cichszy i słabszy.
Zawiodła go.
Znowu.
Znowu nie mogła mu pomóc. Mogła tylko stać i patrzeć, jak cierpi.
Jak umiera.
W pewnym momencie, jego ciało zastygło w bezruchu, a jego powieki powoli opadły w dół. Znała ten wyraz twarzy. Widziała go jeden, jedyny raz, kiedy widziała brata po raz ostatni.
- Pietro!
Z krzykiem zerwała się z łóżka. Serce w jej piersi kołatało niespokojnie, nie potrafiła złapać tchu. Rozejrzała się po pokoju.
Tak bardzo chciała powiedzieć sobie, że był to tylko sen.
W prawdzie, był to tylko sen, ale w rzeczywistość była równie okrutna. Czy we śnie, czy na jawie, Pietro już nie było.
Koszmar tylko jej o tym przypomniał.
Ponownie z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Przez kilka ostatnich dni starała się o tym nie myśleć. Przychodziło jej to z trudem, jednak udawało jej się.
Dlaczego więc teraz to wszystko wróciło?
Przypomniała sobie postać, którą widziała poprzedniego dnia, będąc w mieście wraz z Natashą. Wyglądał dokładnie jak Pietro. Ale wiedziała, że to nie mogło być prawdą.
Jej brat był martwy. Jego ciało nadal leżało w kostnicy.
Był martwy.
I nikt ani nic nie mogło tego zmienić.

★★★

Jedno słowo:
#pietrolive 

środa, 1 lipca 2015

Strażnicy Galaktyki, czyli "We are Groot"

2 komentarze:
Chwilowy przestój w pisaniu mogę usprawiedliwić chęcią nacieszenia się wakacjami.
Poza tym, żyję w ciągłym stresie, gdyż dopiero w piątek dowiem się, czy dostałam się do wymarzonej szkoły, dlatego też nie mam weny ani na pisanie opowiadań, ani na pisanie postów.

Najwyższy więc czas odpocząć na moment od smutaśnych opowiadań i zająć się czymś nieco bardziej odmóżdżającym. 
Strażnicy Galaktyki są filmem, do którego początkowo byłam sceptycznie nastawiona.
Nie miałam pojęcia, dlaczego.
Film ten wszedł do kin gdy jeszcze nie interesowałam się Marvelem, a co więcej, byłam mu przeciwna...
Nie wyobrażam sobie, jak mogłam kiedyś tak myśleć xD

Ale wracając do filmu, Strażnicy Galaktyki są marvelową produkcją z roku 2014, o której postaram się jak najkrócej wypowiedzieć :)


Film rozpoczyna się sceną z przeszłości jednego z głównych bohaterów, Petera Quil'a, czyli Star Lorda. Jednak pod pseudonimem jest znacznie mniej rozpoznawalny xD


Peter jest chyba moją ulubiona postacią w całym filmie.
Jest śmieszny... i to chyba wystarczyło, żeby całkowicie mnie kupić xD
Oczywiście, niektóre postacie z marvelowego uniwersum lubię znacznie bardziej (czyt. Lokiego i Quicksilvera) ale Petera i tak bardzo lubię :)

Kolejną postacią, która zdecydowanie zasługuje na uwagę jest Gamora.
Im więcej filmów Marvela oglądam, tym dochodzę to wniosku, że chyba wszystkie damskie postacie to super-womens


Gamora, pomijając oczywisty fakt, że należy do tego damskiego grona, wyróżnia się nie tylko kolorem, ale również zauważaną nutą agresji, jaka ją cechuje. 
Mimo to, potrafi docenić wiele wartości, poświęcenie itd.
Przynajmniej ja tak to odbieram xD

Natomiast Gamora i Peter to taka typowa para, której happy end był oczywisty od samego początku.
Przynajmniej według mnie, wiedziałam, że będą razem xD


Mimo to, ich wątek jest bardzo sympatyczny, zwłaszcza, że uwielbiam odrobinę romansu w produkcjach Marvela :)

A teraz coś z botaniki...
Groot, który podczas całego filmu wypowiedział zaledwie dwa zdania (różniące się jednym słowem) jest po prostu rewelacyjny. To chyba moje ulubione, filmowe drzewko xD


Jest tak pocieszną i sympatyczną istotą <3

Jego kompletnym przeciwieństwem jest Rocket, którego w gruncie rzeczy również polubiłam.
Lubię zwierzątka, więc nic w tym dziwnego, że futrzak przypadł mi do gustu xD


To prawda, bywa nerwowy i arogancki, ale czy tylko mnie potrafi rozśmieszyć wkurzony szop? xD

Na temat Drax'a mogę się mało wypowiedzieć.
Jest postacią, którą lubię, ale najmniej z całej ekipy, bo nie wyróżnia się jakoś specjalnie.


To prostu wojownik pełną gębą xD

Soundtrack bardzo mi się spodobał, zwłaszcza stare piosenki, na które obecnie mam fazę xD



Całość historii bardzo mi się spodobała, zwłaszcza to, jak kilkoro przypadkowych i początkowo nie lubiących się ludzi/kosmitów/zwierząt/roślin (i Bóg wie, czego jeszcze) potrafi się zjednoczyć, y wspólnie ocalić galaktykę, a dodatkowo nauczyć siebie nawzajem tolerować.
W każdym filmie doszukuję się przesłania xD

Nie pozostaje mi nic innego, jak oczekiwanie na kolejną część Strażników Galaktyki, gdyż film ten obowiązkowo muszę obejrzeć :)