niedziela, 5 lipca 2015

New Avenger - Rozdział III

No to wracamy do smutnego klimatu opowiadania.
Mogę was zapewnić, że w tym rozdziale będzie już lepiej.

Przygotujcie się na coś, na co w sumie powinniście być przygotowani i zapraszam do lektury ;)

★★★

Rozdział III – Cienie przeszłości

Była sama, otoczona przez niemal rażącą w oczy biel. Nie widziała nic, czuła jedynie lekki chłód. Potarła dłońmi ramiona, chcąc nieco się rozgrzać.
Była sama, ale mimo wszystko odczuwała czyjąś obecność.  
Nagle, jakby za mgłą dostrzegła słaby zarys sylwetki. Zrobiła kilka kroków do przodu. Nim jednak zdążyła podjeść wystarczająco blisko, usłyszała, jak ktoś ją wołał. Był to znajomy głos, pochodzący od postaci, która nagle pojawiła się tuż naprzeciwko niej.
Teraz tajemnicza postać nie była już taka tajemnicza. Doskonale znała tę twarz.
- Pietro – szepnęła, otwierając szeroko oczy.
Natychmiast podbiegła do niego i rzuciła się w jego ramiona. Objął ją, ale ku jej zdziwieniu, nie poczuła ciepła, jakie zawsze odczuwała, gdy ją przytulał.
Zupełnie, jakby go nie było.
- Przepraszam, siostra – szepnął nagle – Ale przyszedłem się pożegnać.
Gwałtownie odsunęła się od niego, chcąc spojrzeć w jego błękitne oczy. Widziała w nich smutek oraz bezsilność.
- Nie – pokręciła głową – Nie zostawiaj mnie, proszę…
- Będę cię chronił, obiecuję – uśmiechnął się słabo, dotykając czule jej policzka – W każdym śnie o lepszym, szczęśliwszym świecie, będę przy tobie.
Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami. Przytuliła się do jego piersi, ale nie słyszała bicia jego serca, na które tak liczyła.
Wtuliła się w niego mocniej, chcąc jak najdłużej nacieszyć się jego obecnością, którą ledwie wyczuwała.
- Boję się – wyszlochała – Nie chcę zostać sama. Chcę, żebyś został.
- Zawsze przy tobie będę – mówił ciepło, głaszcząc ją delikatnie po głowie – Będę w twoich snach, żeby powtarzać ci, jak bardzo cię kocham. 
Chciała, by chwila ta trwała wiecznie. Nagle jednak odsunął się od niej i chwycił delikatnie za rękę. Spojrzał w jej lśniące od łez oczy i posłał nieśmiały, lecz pokrzepiający uśmiech.
- Muszę już iść – wyszeptał smutno – Będę twoim aniołem, który zawsze będzie cię strzegł. Żegnaj, siostrzyczko.
Puścił jej dłoń, po czym jego postać zaczęła powoli rozpływać się w gęstej mgle. Chciała za nim pobiec, ale czuła, że nie może ruszyć się z miejsca. Po krótkiej chwili nie pozostało po nim nic, żadnego dowodu na to, że naprawdę tutaj był.
Została sama.
- Będę czekał na ciebie – usłyszała jeszcze jego ledwie słyszalny szept – To nie jest prawdziwe pożegnanie, jeszcze się zobaczymy. Jesteś silna, siostrzyczko. Wiem, że dasz sobie radę. Pamiętaj, że strasznie cię kocham.
Otworzyła gwałtownie oczy.
Jednak w przeciwieństwie do poprzednich nocy, nie bała. Się. Nie obudziła się z krzykiem, czy płaczem. Nie była wystraszona.
Jedyne co czuła, to bolesną pustkę w sercu.
To nie był koszmar. To było pożegnanie, na które zabrakło mu czasu.
Nie pożegnał się z nią, co najwidoczniej chciał naprawić. I udało mu się. Nie wiedziała, jak to zrobił, ale była mu wdzięczna, że mogła jeszcze raz go zobaczyć. Jeszcze raz usłyszeć jego kojący głos. I chociaż już nie czuła jego obecności, była pewna, że jest przy niej.
Że czuwa nad nią, niczym anioł stróż, którym zawsze dla niej był.
Pietro zawsze był jej aniołem.

***

Kolejne dni zlewały się w jednolitą, monotonną całość. Starała się jak najmniej przebywać zamknięta w pokoju. Wynajdywała najrozmaitsze zajęcia, by tylko nie myśleć o Pietro.
Próbowała rozmawiać z innymi Avengersami, jednak o czym by nie dyskutowali, temat prędzej czy później schodził na jej brata.
Stała przed bramą wyjazdową, wpatrując się w głąb otaczającego placówkę lasu. Czuła intensywny zapach drzew oraz powiem ciepłego, letniego wiatru, który muskał jej twarz.
Nie chciano wysyłać ją na żadne z misji. Za każdym razem słyszała:
Musisz jeszcze odpocząć
W gruncie rzeczy, zadania wcale nie były poważne, skoro wysyłano na nie pojedynczych agentów. Najczęściej byli to Sam i James, w kręgach T.A.R.C.Z.Y. znani lepiej jako Falcon i War Machine. Chcieli się wykazać i pokazać, co potrafią. Ona też tego chciała, ale nie zamierzała się spierać z decyzją Kapitana.
- Zbieraj się – usłyszała nagle znajomy głos.
Zdezorientowana obejrzała się za siebie, gdzie ujrzała Natashę stojącą tuż za nią ze skrzyżowanymi ramionami.
- Dokąd?- zapytała niepewnie.
- Nie wiem, jak ty, ale ja muszę nieco odpocząć od tego miejsca. Jedziesz ze mną, czy nie?
Nie wiedziała, czy wypada dalej ją wypytywać i czy jest w tym jakikolwiek sens. Skinęła więc głową, po czy ruszyła w ślad za Natashą w stronę garażu. 

***

Nie widział nic, prócz budzącą grozę ciemnością, która go otaczała.
Nie czuł nic, prócz piekącego bólu całego ciała.
Nie słyszał nic, prócz upiornej ciszy, która zdawała się odbijać echem w jego głowie.
Nagle do jego uszu zaczęły docierać strzępki rozmów. Nie potrafił rozpoznać ani głosów, ani słów, jakie wypowiadano. Ciemność zaczęła powoli ustępować miejsca światłu, które z coraz większą siłą oświetlało jego twarz.
Otworzył niepewnie oczy. Poza wielką lampą umieszczoną na suficie dostrzegł zarys jakiejś postaci. Zmrużył lekko oczy, przyglądając się uważniej.
- Witam z powrotem na świecie – powiedział, jak się okazało, mężczyzna ubrany w długi, biały kitel – Mam nadzieję, że się pan wyspał, panie Maximoff.
Maximoff.
Słowo to nie mówiło mu wiele. Właściwie, brzmiało zupełnie obco. Starał sobie przypomnieć cokolwiek, jakikolwiek szczegół, ale nie potrafił.
Pustka w głowie.
- Zakładam, że jest pan teraz nieco zdezorientowany, prawda? – mężczyzna jakby czytał w jego myślach – Proszę się jednak nie martwić. Moim zadaniem jest wszystko panu wyjaśnić.
Postanowił nie trwać dłużej w pozycji leżącej. Uniósł się z łóżka i usiadł na jego brzegu, czemu towarzyszył pulsujący ból głowy, który na szczęście, stopniowo słabnął. 
- Szczegóły takie jak pańskie dane osobowe nie są teraz najważniejsze. Przydzielono panu misję – podsunął mu pod nos tablet z kilkoma wyświetlonymi zdjęciami.
Lekarz przesuwał powoli palcem po gładkim ekranie, zmieniając kolejno wyświetlające się fotografie.
Jasnowłosy mężczyzna, ubrany w czerwono niebieski strój ze srebrną gwiazdą na piersi, trzymający w dłoni okrągłą tarczę.
Olbrzymie, zielonkawe monstrum o budzącym grozę spojrzeniu.
Postać, prawdopodobnie mężczyzna w czerwonozłotym pancerzu.
Smukła, rudowłosa kobieta w czarnym stroju, uzbrojona w dwa pistolety.
Wysoki, umięśniony mężczyzna o sięgającym za ramiona blond włosach, dzierżący w ręku młot.
Łucznik w ciemnym kombinezonie.
Oraz młoda, ciemnowłosa dziewczyna. Ubrana w czarną sukienkę oraz krwistoczerwoną kurtkę. O dużych, szarozielonych oczach i jasnej cerze. Jej brązowe włosy opadały niechlujnie na ramiona.
Poprzednie postacie wydawały mu się zupełnie obce, jednak był pewien, że tę dziewczynę gdzieś kiedyś widział.
Nie wiedział, gdzie, ani kiedy, ale by pewien, że ją znał.
- Nie poznaje pan tych ludzi, prawda? – zapytał mężczyzna, zabierając tablet.
Pokręcił przecząco głową w odpowiedzi.
- Nie jest to jednak istotne. Najważniejsze jest to, że ci ludzie są celem pańskiego zadania. Ma ich pan zniszczyć. Każdego, bez wyjątków, zaczynając do niej – wskazał na wirtualną fotografię pozornie znajomej, szarookiej dziewczyny – To ona jest pierwszym celem. Jednak nim przejdziemy do działania, radziłbym zmienić strój.
Odruchowo spojrzał na swoją koszulkę. Materiał był podziurawiony. Zauważył wiele okrągłych otworów, których brzegi poplamione były krwią.
- I zdobyć jakąś broń…

***

Tak dawno nie opuszczała bazy, że prawie zapomniała, jak wygląda miasto. Wprawdzie nigdy nie była w Nowym Jorku, ale dobrze znała to miejsce ze zdjęć i filmów. Było dokładnie takie, jak sobie wyobrażała. Wielkie, kolorowe, a przede wszystkim pełne energii.
Zupełnie jak Pietro.
Przypomniała sobie, jak w dzieciństwie opowiadał, że będzie mieszkał właśnie w Nowym Jorku. Od zawsze chciał zobaczyć właśnie to miasto. Żałowała, że nie mógł być tutaj razem z nią.
Razem z Natashą przemierzały tłoczne, nowojorskie ulice. Nie mogła oderwać wzroku od kolorowych billboardów i sklepów, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie ulicy. Nie mogła się zdecydować, na co patrzeć, nie chciała niczego przegapić.
Zatrzymała się nagle, wpatrując w przeciwną stronę ulicy, a raczej na postać, która tamtędy przechodziła. Mogłaby przysiąc, że znała tę postać. Jasne, nieco przydługie włosy, pod którymi wciąż kryła się odrobina brązu opadały niesfornie na jego czoło. Ciemnoniebieska bluza, czarne spodnie, białe sportowe buty.
Serce w jej piersi zdawało się zatrzymać.
To nie może być prawda…
Nie mogła się pomylić. Ten chłopak wyglądał dokładnie tak jak…
- Stało się coś? – zaniepokojony głos Natashy wyrwał ją z zamyśleń.
Potrząsnęła nieznacznie głową, próbując się otrząsnąć.  Jednak, gdy próbowała ponownie znaleźć go w tłumie, zdążył już zniknąć jej z oczu.
- Nie – odparła zmieszana – Miałam wrażenie, że…
Że widzi jej zmarłego brata? Nawet w jej własnej głowie brzmiało to absurdalnie.
- Że co? – drążyła.
- Już nie ważne – ucięła, przenosząc wzrok na Natashę – Wszystko w porządku, ale może wróćmy już do bazy.
- Jesteś pewna, że wszystko gra?
- Tak, tylko jestem już trochę zmęczona, głowa zaczęła mnie boleć – dotknęła odruchowo skroni – Wracajmy już.
To nie mógł być on. Musiało jej się przewidzieć…

***

Ogarniał ją chłód i całkowita ciemność. Była sama. Sama w nieskończonym mroku. Nagle jednak zauważyła błysk światła, który zdawał się oślepić ją na moment. Zasłoniła oczy ręką. Gdy tylko dziwny blask zniknął, zauważyła leżącą kilka metrów przed nią postać, odwróconą twarzą do niej.
Doskonale znała tę twarz.
- Pietro! – zawołała.
Dopiero teraz zauważyła, że mocno przyciskał ręce do klatki piersiowej, a jego jasnoniebieska koszulka stopniowo przesiąkała krwią. Jej twarz cała zalała się łzami.
Chciała do niego podbiec, ale czuła, że nie może ruszyć się miejsca. Jakby jakaś tajemnicza siła starała się odciągnąć ją od niego.
- Wanda – jęknął, zaciskając dłoń na swojej piersi – Pomóż mi…
Patrzył na nią, jakby była jego ostatnim ratunkiem. I tak też było. W pobliżu nie znajdował się nikt, kto mógłby mu pomóc. Nikt prócz niej.
- Wanda, proszę… - jego głos był znacznie cichszy i słabszy.
Zawiodła go.
Znowu.
Znowu nie mogła mu pomóc. Mogła tylko stać i patrzeć, jak cierpi.
Jak umiera.
W pewnym momencie, jego ciało zastygło w bezruchu, a jego powieki powoli opadły w dół. Znała ten wyraz twarzy. Widziała go jeden, jedyny raz, kiedy widziała brata po raz ostatni.
- Pietro!
Z krzykiem zerwała się z łóżka. Serce w jej piersi kołatało niespokojnie, nie potrafiła złapać tchu. Rozejrzała się po pokoju.
Tak bardzo chciała powiedzieć sobie, że był to tylko sen.
W prawdzie, był to tylko sen, ale w rzeczywistość była równie okrutna. Czy we śnie, czy na jawie, Pietro już nie było.
Koszmar tylko jej o tym przypomniał.
Ponownie z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Przez kilka ostatnich dni starała się o tym nie myśleć. Przychodziło jej to z trudem, jednak udawało jej się.
Dlaczego więc teraz to wszystko wróciło?
Przypomniała sobie postać, którą widziała poprzedniego dnia, będąc w mieście wraz z Natashą. Wyglądał dokładnie jak Pietro. Ale wiedziała, że to nie mogło być prawdą.
Jej brat był martwy. Jego ciało nadal leżało w kostnicy.
Był martwy.
I nikt ani nic nie mogło tego zmienić.

★★★

Jedno słowo:
#pietrolive 

2 komentarze:

  1. Powiem tak: Kobieto, na początku namieszałaś mi w głowie. Potem wszystko się rozjaśniło. Nie chcę cie pospieszać, czy coś, ale NAPISZ MI KOLEJNY ROZDZIAŁ!!!! xD Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że ci się spodobało :D
      Następny rozdział powinien pojawić się do czwartku, ponieważ później na chwilkę muszę zniknąć...
      Jadę na wakacje i nie będę tam miała ani czasu na pisanie, ani połączenia z internetem (tak, są jeszcze na świecie takie miejsca xD)
      Jak tylko wrócę (chociaż nie wiem, kiedy to nastąpi) wezmę się za pisanie i postaram się jak najszybciej dodawać kolejne rozdziały ;)

      Usuń