poniedziałek, 22 czerwca 2015

New Avenger - Rozdział II

2 komentarze:
Rozdział ten miałam dodać w piątek wieczorem, ale byłam zbyt przejęta wynikami egzaminu gimnazjalnego.
Dziś jednak udało mi się zmobilizować i żeby osłodzić wam jakoś ten ostatni, szkolny poniedziałek, zapraszam na drugi rozdział New Avenger ;)

★★★

Rozdział II – Krok w stronę (nie)normalności


Leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Miała już dosyć bolesnych wspomnień. Nie chciała już dłużej myśleć o jego utracie. Mimo to, te chwile wciąż do niej wracały.
Nie potrafiła o nim nie myśleć.
Zamiast rozpamiętywać bolesny moment podczas walki w Sokovii, postanowiła wrócić myślą do chwil, w których byli razem.
W których ją pocieszał.
W których czuła się bezpieczna.
W których po prostu przy niej był.

Mieli po czternaście lat. Przenieśli ich do kolejnego ośrodka dla osamotnionych dzieci. Oni jednak woleli nazywać to po prostu kolejnym sierocińcem. Tego wieczora, Wanda przybiegła do niego z płaczem. Długo siedzieli na jego łóżku, przytuleni do siebie, nim wreszcie zdołał ją uspokoić.
Nie przestając jednak płakać, opowiedziała mu wszystko.
Przypadkiem podsłuchała rozmowę telefoniczną dyrektora ośrodka. Wspominał o bliźniakach, a przecież byli tu jedynymi bliźniętami. Usłyszała, jak mówił o dziewczynce. Że wreszcie znalazła się rodzina, która chce ją przygarnąć.
Tylko ją.
Bez Pietro.
- Boję się, że nas rozdzielą – wyszeptała, ukrywając głowę w zgięciu jego szyi.
- Ciii, już dobrze – przytulił ją do siebie mocniej – Nie pozwolę na to. Nie pozwolę, obiecuję.
Delikatnie pocałował ją w czoło, co wyraźnie ją uspokoiło. Jej oddech się wyrównał i powoli przestawała płakać. Od tamtego czasu, był to ich mały rytuał. Robił to zawsze, gdy się czegoś bała, gdy o coś się martwiła. Zawsze ją to uspokajało. Wystarczył tylko jeden pocałunek złożony na czubku jej głowy.
 - Nigdzie bez ciebie nie idę – zaznaczyła stanowczo.  
- Moje słoneczko – uśmiechnął się – Nie martw się już, wszystko będzie dobrze.

Skoro była jego słońcem, dlaczego nie zgasła razem z nim? Dlaczego nie było jej dane odejście wraz z tym, co kochała najbardziej? Dlaczego musiano jej go odebrać? Czym sobie na to zasłużyła? I czym on sobie na to zasłużył?

Dlaczego została sama?

Był całym jej światem, który legł w gruzach wraz z jego odejściem. Pietro towarzyszył jej od samego początku, jako nieodłączny element jej życia. Wszystko robili razem, nie rozstawali się niemal nigdy. Jak teraz miała bez niego funkcjonować? Odebrano jej połowę duszy.

Była jego słońcem.
Dla kogo miała teraz świecić?

Ześlizgnęła się z łóżka, po czym powoi skierowała się do łazienki. Ostrożnie chwyciła za klamkę i pociągnęła w swoją stronę białe drzwi. Podeszła do umywalki, odkręciła kran, po czym nachylając głowę obmyła twarz w zimnej wodzie. Gdy się wyprostowała, mimowolnie spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Nie widziała siebie, silnej i dzielnej Wandy, którą widział Pietro, tylko słabą, zapłakaną dziewczynę o wielkich, szarych oczach.
Potargane włosy, miejscami przyklejone do policzków. Wyraźne ślady rozmazanego od łez makijażu. Podkrążone i zaczerwienione w kącikach oczy, spowodowane ciągłym płaczem i problemem z zaśnięciem. Jej skóra wydawała się jeszcze bledsza.  
On by tego nie chciał, pomyślała.
Nie chciałby, żeby tak bardzo cierpiała. Nie chciałby jej łez.
Usiadła przed toaletką i chwyciła za szczotkę do włosów. Czas przywołać się do porządku.

***

Okrągły stół z białym blatem stał w centrum jadalni. W miarę możliwości, starano trzymać się ustalonych przez Kapitana zasad. Jedną z nich były wspólne posiłki, które podobno integrowały zespół.
Sześć krzeseł, sześć nakryć. Jednak jedno zawsze było puste. Każdego dnia czekali na Wandę. Ona jednak wolała zjeść we własnym pokoju. Rzecz jasna, o ile chciała cokolwiek zjeść, a to zdarzało się nadzwyczaj rzadko.
- Jak ona się trzyma? – zapytał Sam, przeżuwając kęs kanapki.
- Byłam u niej wczoraj wieczorem – Natasha westchnęła bezradnie, grzebiąc widelcem w swojej porcji jajecznicy – Bez zmian.
- Nie można się jej dziwić. Strata kogoś tak bliskiego zawsze jest bolesna. Tak przynajmniej mi się wydaje – Vision powoli przechadzał się po jadalni; jako robot, nie musiał jeść, jednak mimo to, towarzyszył przyjaciołom.
- Współczuje jej – Steve pokręcił głową – To jeszcze dziecko, a tyle zdążyła wycierpieć. Najpierw rodzice, dom, a teraz brat.
Nagle usłyszeli skrzypnięcie schodów. Gwałtownie odwrócili się w tamtym kierunku. Na jednym ze stopni stała Wanda. Wprawdzie jej strój wyglądał schludnie, podobnie jak starannie rozczesane, opadające na ramiona włosy, jednak na jej twarzy nadal widać było zaschnięte ślady łez. Jej oczy nawet z daleka wydawały się zaczerwienione.
Powolnym krokiem zeszła na dół i skierowała się w stronę stołu, czemu towarzyszyło milczenie pozostałych.
Cisza z każdą sekundą zdawała się coraz bardziej niezręczna.
- Myśleliśmy, że się ciebie nie doczekamy – Natasha jako pierwsza postanowiła się odezwać i posłała Wandzie pokrzepiające spojrzenie.
Uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi. Nie mogła zmusić się do niczego więcej. Bez słowa zajęła puste miejsce przy stole.
Czuła na sobie spojrzenia wszystkich, co nie ukrywając, trochę ją krępowało.
- Cieszymy się, że przyszłaś – powiedział wreszcie Steve – Pamiętaj, że jesteśmy z tobą. W razie jakiegokolwiek problemu, możesz na nas liczyć.
Możliwe, że brzmiał nieco sztucznie i zapewne nie poprawiło jej to nastroju, ale zupełnie nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Chciał po prostu, aby czuła, że Avengers nie jest tylko grupą przypadkowych ludzi, ale ludzi, którzy są w stosunku do siebie lojalni i każdy może liczyć na wsparcie ze strony pozostałych.
Nawet nie zdążyła poczęstować się żadną ze stojących na stole potraw, gdy niespodziewanie rozległ się głośny dźwięk alarmu. Małą czerwone diody, umieszczone pod samym sufitem zaczęły migotać, dając sygnał, że dzieje się coś złego.
- Mamy włamanie – oznajmił Steve unosząc się z krzesła – Avengers, ruszamy!
Zdezorientowana Wanda rozglądała się dookoła. Nie miała pojęcia, co się dzieje. Wszyscy zaczęli w pośpiechu wychodzić z jadani. Wszyscy poza nią oraz Natashą, która nachyliła się nad nią, opierając się rękami o blat.
- Masz ty wyczucie czasu, nie ma co – uśmiechnęła się zadziornie – Zbieraj się, to twoja pierwsza misja jako Avenger.

***

Co sił w nogach pędziła w stronę wyjścia, tuż obok niej biegła Natasha.
Był to wprawdzie niedługi odcinek, ale dążyła się nieco zmęczyć.
Pietro by się nie zmęczył. I biegłby szybciej.
Obie wyszły na zewnątrz, rozglądając się wokół. Skierowały więc wzrok na kilka postaci, które z każdą chwilą zbliżały się do budynku bazy. Po dłuższej chwili zauważyły, że muszą to być żołnierze z wrogiej armii.
Zdążyli już przedostać się przez bramę. Nie było ich wielu, jednak byli wystarczająco silni, by pokonać ochroniarzy.
Nie widziała ich dokładnie, jednak z każdą chwilą byli coraz bliżej i mogła dostrzec wyraźniejszy zarys ich sylwetek. Było to kilka mężczyzn w czarnych mundurach.
Dotarli jeszcze bliżej. Zauważyła, że do skafandrów przypięte mieli małe, okrągłe plakietki ze znajomym symbolem.
HYDRA.
Nie musieli się wysilać, aby odeprzeć atak. Z jej strony wystarczyło kilka ruchów dłoni, po czym oddział, który na nich napadł, zaczął się wycofywać.
To zakończyło się zbyt szybko. HYDRA nigdy nie odpuszczała, dlaczego więc teraz miałaby zmieniać taktykę? Co miał na celu atak zakończony tak prędkim odwrotem?
Pytania przemykały się przez jej głowę. Stała jeszcze chwilę wpatrując się oddalających się żołnierzy.
- To było dziwne – stwierdziła Natasha, stając obok niej – HYDRA zwykle nie bawi się w takie błahostki.
Doskonale o tym wiedziała.
Spędziła w bazie HYDRY bardzo dużo czasu. Przez szklaną szybę w jej prowizorycznym pokoju przyglądała się ich pracy. Nie brała udziału w żadnej z akcji, nie licząc pierwszego starcia z Avengers. W praktyce prawie w ogóle ich nie znała, ale była dobrym obserwatorem. Dzięki temu potrafiła wyciągnąć kilka wniosków.
Była to podstępna, a zarazem okrutna organizacja. Za każdym, nawet najmniejszych ich działaniem krył się jakiś ukryty cel. Ale czego tym razem chcieli? Dlaczego tak szybko się poddali?
Musiało się coś za tym kryć. Tylko co?

★★★

Rozdział znów nieco depresyjny, przynajmniej Wanda ruszyła się z pokoju xD
Ale mogę wam obiecać, że od następnego rozdziału będzie lepiej ;)
Nie powiem, co się wydarzy, ale chyba jest to do przewidzenia xD
Niestety, rozdziału tego nawet nie zaczęłam, więc nie mogę określić, kiedy się pojawi.

czwartek, 11 czerwca 2015

New Avenger - Rozdział I

3 komentarze:
Odchodząc na chwilkę od klimatów Thora, postanowiłam napisać nieco dłuższe opowiadanie.
Tym razem, nawiązujące do Avengers: Czas Ultrona.
Będzie to coś na kształt mojego małego, autorskiego sequelu, ponieważ z kilkoma elementami w filmie nie potrafię się pogodzić... 
Możecie się domyślić, co zamierzam w tym opowiadaniu zrobić xD

O opowiadaniu wspomniałam w tym wpisie, lub przynajmniej dałam drobną wskazówkę, czego możecie się spodziewać.
A możecie spodziewać się chanelkowej rewolucji składającej się z kilku-rozdziałowego fanficku.

Od premiery Czasu Utrona minęło już trochę czasu, więc myślę, że spore grono fanów Marvela powinno już mieć seans za sobą. Jednak jeśli znajdzie się ktoś, kto jeszcze filmu nie oglądał, to uprzedzam, opowiadanie to będzie zawierało duuużo spoilerów

Jako że pierwszy rozdział jest rozdziałem dosyć krótkim, postanowiłam pozwolić sobie na kilka słów wstępu.

Otóż, jak sam tytuł wskazuje, będzie dotyczyło nowego członka drużyny Avengers, czyli Wandy, znanej jako Scarlet Witch. Jest ona jedną z moich ulubionych postaci, więc to właśnie jej postanowiłam poświęcić główny wątek. Będę więc skupiała się głównie na niej i na...
Nie mogę powiedzieć, kim, gdyż za bardzo zdradzi to dalszą fabułę, chociaż analizując moje poprzednie wpisy na temat Czasu Ultrona powinniście się domyślić, co będę zamierzała zrobić w tym opowiadaniu ;)
Nie zabraknie również innych Avengersów. Oczywiście, nie wszyscy się pojawią, ponieważ będę starała się utrzymywać klimat Czasu Ultrona (możemy więc z oczywistych przyczyn wykluczyć Iron Man'a, Hulka, czy Thora) natomiast cała reszta będzie miała swój większy lub mniejszy udział w całej historii.
Skupiać się jednak będę jedynie na dwóch postaciach i ich relacji.
Już i tak za dużo powiedziałam xD
O dalszych szczegółach będę was informowała na bieżąco wraz z kolejnymi rozdziałami, żeby niepotrzebnie nie wyprzedzać faktów.

A teraz, bez dalszego przeciągania, zapraszam na rozdział pierwszy :)

★★★

Rozdział I – Te rany nie chcą się zagoić


Pustka.
Samotność.
Strach.
Chociaż i tak pustka była najbardziej bolesna.
Wraz z nim umarła jej własna cząstka.
Umarła druga połowa jej duszy.
Kolejny dzień, który spędzała zamknięta w pokoju.
We własnym pokoju.
Odkąd pamiętała, dzieliła sypialnię z bratem. Gdy byli dziećmi, wystarczał im mały pokoik z dużym oknem, a pod jedną ze ścian – piętrowe łóżko. Zawsze spał na dole, tam było dla niego wygodniej. Szybciej mógł wejść, czy zejść z łóżka.
Ona również z tego korzystała. Gdy nocą budziła się z powodu koszmarów, wystarczyło, że spojrzała w dół. Sam widok jej brata potrafił ją uspokoić. Upewnić, że oboje są bezpieczni.
Teraz nie mogła tego zrobić. W nocy budziła się z krzykiem. Z twarzą mokrą od łez.

Sama.

Sama w wielkim zimnym łóżku.

Bez niego.

Nie mogła już znieść widoku swojego pokoju. Był ogromny, dla niej samej, zbyt ogromny. Cztery białe ściany, z czego jedną w całości pokrywały wielkie okna.
Jedynie meble nadawały wnętrzu charakteru, kontrastując z bielą ścian. Krwistoczerwona sofa stojąca naprzeciw plazmowego telewizora. Przed nią, na ciemnych, czarnych nóżkach stał stolik ze szklanym blatem. Jej znienawidzone, wielkie łóżko zasłane szkarłatną pościelą, a tuż obok niego, dosunięta do ściany szafa z ciemnego drewna. Nie zdążyła jeszcze na dobre się tutaj rozgościć. Niczego nie zmieniała, z wyjątkiem okien, które okryła czarnymi zasłonami.
W gruncie rzeczy był to przytulny pokój, ale nienawidziła go za to, że musiała żyć tu bez Pietro.
Przycisnęła kolana do piersi, opierając się o chłodną ścianę. Całkowicie straciła poczucie czasu. Nie miała pojęcia, jak długo już nie spała, jednak czuła, jak zaczynają piec ją oczy. Nie mogła zasnąć. Za każdym razem, gdy próbowała, widziała jego bladą twarz i nieruchome, błękitne oczy.
Nie było jej przy nim, gdy najbardziej jej potrzebował.
Nie pomogła mu, chociaż była przekonana, że gdyby tylko była obok, byłaby w stanie mu pomóc.
Niepotrzebnie się rozdzielali.
Kiedy powiedziała mu, żeby poszedł, nie wyobrażała sobie, że już do niej nie wróci.

Przecież zawsze mieli być razem.

Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi. Uniosła instynktownie głowę. Klamka poruszyła się nieznacznie, a do środka powoli weszła Natasha. Trzymała w dłoniach niewielką tacę z jedzeniem.
- Hej – uśmiechnęła się ciepło, podchodząc bliżej – Przyniosłam ci coś.
Przykucnęła naprzeciwko Wandy, po czym postawiła na podłodze kubek z gorącą herbatą oraz talerz kanapek.
- Pomyślałam, że możesz być trochę głodna.
- Nie jestem – szepnęła, kręcąc głową – Nie potrzebnie się trudziłaś.
Natasha doskonale rozumiała, jak bardzo cierpi. Starała się traktować Wandę najlepiej, jak tylko potrafiła, co przychodziło jej z trudem, gdyż nie przywykła do takich sytuacji. Mimo to, współczuła jej. Tak młoda dziewczyna, w zasadzie, jeszcze dziecko, straciła rodziców, a później również brata.
Poza tym, nie tylko Wanda kogoś straciła.
Ona również poniosła dużą stratę. Nie wiedziała, gdzie jest Bruce i jak się teraz miewa. Tęskniła za nim, a pomoc Wandzie pozwalała jej o tym zapomnieć.
- Martwimy się o ciebie – Natasha zwróciła się do niej z troską – Nie wychodzisz z pokoju, z nikim nie rozmawiasz…
- A ty co byś zrobiła na moim miejscu? – przerwała – Cieszyłabyś się, gdybyś straciła jedyną bliską osobę?
Zwiesiła pokornie głowę.
Powiedziała to trochę zbyt ostro. Jednak odkąd straciła brata, nie potrafiła panować nad emocjami. Był to jeden z powodów, dla których wolała nie opuszczać pokoju. Nie chciała przypadkowo urazić ludzi, którzy jej pomogli. Przyjęli ją do siebie, sprawili, że czuła się częścią czegoś niezwykłego.
Częścią Avengers, którzy mieli bronić innych.
Chciała to robić, chciała pomagać bezbronnym ludziom, wykorzystując do tego swoje umiejętności.
Pietro też by tak zrobił. Chciała, by mógł być z niej dumny.
Poczuła, jak mimowolnie jej oczy napełniają się łzami.
- Pietro był dla mnie wszystkim – załkała – Był całym moim światem…
Natasha ostrożnie położyła dłoń na jej ramieniu, po czym podsunęła kubek z herbatą.
- Napij się  – uśmiechnęła się – Dobrze ci to zrobi.
Ostrożnie objęła kubek dłońmi, rozkoszując się jego ciepłem. Wzięła jeden łyk, czując, jak gorący napój stopniowo rozgrzewa ją od środka. Chcąc jak najdłużej zatrzymać to ciepło, upiła kolejny łyk. I kolejny. I kolejny. Ta najzwyklejsza herbata sprawiła, że na moment poczuła się nieco lepiej, jednak wraz z ostatnim łykiem, powróciło obrzydliwe uczucie pustki.
- Dziękuję – szepnęła nagle, odstawiając kubek – Tobie i całej reszcie. Za to, że mnie tak wspieracie.
- Daj spokój – machnęła ręką – Jesteśmy drużyną, musimy trzymać się razem i pomagać sobie nawzajem.
Wstała, po czym posyłając jej kolejny uśmiech skierowała się do drzwi. Chwyciła za klamkę, jednak nim wyszła, raz jeszcze odwróciła się w kierunku Wandy.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz, gdzie mnie szukać.
Skinęła w odpowiedzi głową, zmuszając się do słabego uśmiechu. Była wdzięczna Natashy. Wpierała ją, ale pomimo to, nie była w stanie jej pomóc.
Nie mogła dać jej tego, czego najbardziej potrzebowała.
A potrzebowała tylko jednego.

Pietro.

★★★

Oj wiem, wiem...
Rozdział trochę depresyjny, nawet sam tytuł na to wskazuje. Swoją drogą to spolszczony fragment piosenki My Immortal Evanescene (znowu).
Nawet nie wiecie, jak ciężko mi się to wszystko pisało...
Za każdym razem pisząc Pietro myślałam, że się popłaczę.
No dobra, może bez przesady, ale naprawdę było mi smutno.
I was i siebie mogę pocieszyć faktem, że będzie lepiej, obiecuję ;)
Mimo iż uważam Wandę za bardzo silną postać, to nie wyobrażam sobie, żeby inaczej przeżywała śmierć brata. Według mnie depresja jest i tak łagodnym określeniem...
Większość rozdziałów będzie się skupiało właśnie na depresji, ale spokojnie, nie będzie to trwało wiecznie :)

Kolejne rozdziały już wkrótce...

wtorek, 9 czerwca 2015

My Immortal

4 komentarze:
Jako że mogę pochwalić się sporym zapasem pomysłów na marvelowe opowiadania, postanowiłam umilić wam to wtorkowe popołudnie (osobiście, nienawidzę wtorków, a dzisiejszy przekroczył już wszelkie granice) kolejną, krótką historyjką...
... ale z góry uprzedzam, to opowiadanie jest troszkę bardziej depresyjne, niż poprzednie :)

Akcja rozgrywa się mniej-więcej po wydarzeniach z Thor: Mroczny Świat.
Bardzo mocno inspirowałam się piosenką My Immortal, której tekst możecie przejrzeć tutaj.
W niektórych momentach wykorzystałam przetłumaczone fragmenty tego utworu, oczywiście modyfikując nieco treść.

★★★

Mój Nieśmiertelny 


Była taka zmęczona byciem tutaj. Każdy kąt, każdy przedmiot na zamku przywoływał przykre wspomnienia. Chciała zapomnieć, ale nie potrafiła. Było to jeszcze bardziej bolesne.
Stała nad brzegiem rzeki, wpatrując się we wzburzone fale. Tak często tutaj przychodził.
Jego ulubione miejsce.
Przychodził tutaj zawsze, gdy coś go trapiło. Gdy miał jakiś problem.
 Kiedy nie było go w pałacu, doskonale wiedziała, gdzie go szukać. Zawsze siedział na najbardziej wysuniętym w stronę rzeki kamieniu, z zamyśleniem przyglądając się potokowi spływającego w dół przepaści. Nie mogła zrozumieć, czemu akurat to miejsce wybrał, ale musiała przyznać, że miało w sobie pewną tajemniczość.
Zupełnie tak, jak Loki.
Poczuła, jak zaczynając piec ją oczy. Uczucie to zawsze towarzyszyło jej, gdy o nim wspominała.
Najgorsze jednak było to, że już raz go straciła. Już raz pogodziła się z faktem, że odszedł. Łudziła się, że za drugim razem ból nie będzie aż tak silny.
Myliła się.
I to bardzo.
Teraz cierpiała jeszcze bardziej, choć starała się tego nie okazywać.

Gdy płakał, ocierała każdą z jego łez.

- Loki?
Jej łagodny głos odbił się echem po jego komnacie.
Drgnął na dźwięk swojego imienia. Nie spodziewał się tutaj nikogo. A zwłaszcza Sif.
- Wszystko w porządku? – zrobiła krok w jego stronę, przyglądając mu się zatroskana.
Wiadomość o koronacji Thora była dla niego ogromnych zaskoczeniem. Tak jak dla wszystkich. Nikt nie spodziewał się, że Odyn tak szybko zdecyduje się przekazać władze któremuś z synów.
Jednak dla Lokiego był to szczególny cios.
- Nic mi nie jest – odparł cicho.
Nie przekonało jej to. Podeszła do niego i usiadła obok. Popatrzyła na niego. Na jego policzkach widać było ślady łez, które za wszelką cenę chciał przed nią ukryć. Otarł twarz dłonią.
Nie była pewna, co powinna powiedzieć. Wiedziała doskonale, że zapewnienie „wszystko będzie dobrze” go nie przekona. Milcząc, ostrożnie położyła dłoń na jego ramieniu, wdychając ciężko.
- Dlaczego to musi być takie niesprawiedliwe? – zapytał nagle zwieszając głowę – Dlaczego nigdy nie mogę być tak doskonały, jak Thor? Chciałbym chociaż raz mu dorównać…
Przypomniała sobie, jak Odyn zwrócił się do starszego syna, gdy informował o przyszłej koronacji.
„Thorze, mój prawowity następco.”
Przypomniała sobie wyraz twarzy Lokiego tuż po tych słowach. Oczy przepełnione smutkiem, poczuciem niesprawiedliwości.
Rozumiała, że nie chciał dłużej słuchać wychwalania brata i wymknął się do swojego pokoju. Wiedziała, jak bardzo jest dla niego ważne uznanie ojca. Odyn natomiast dał jasno do zrozumienia, że ma wśród synów ulubieńca. I nie jest nim Loki.
- Nie martw się – uśmiechnęła się do niego pocieszająco – Nie jesteś sam.
Popatrzył jej prosto w oczy. Sif, mimo zaciętości i waleczności, jaką okazywała na polu walki, potrafiła być dla niego wyrozumiała i czuła. Ufał jej i mógł nazwać ją prawdziwą przyjaciółką.
Zawsze była w stanie go pocieszyć. Wystarczył jej uśmiech lub choćby najmniejsze słowo. Czasami wystarczyła mu jedynie jej obecność.
Po jego policzku zsunęła się kolejna, świeża  łza, jednak nim spadłą na ziemię, Sif zdążyła ją otrzeć. 
- Nie płacz, już dobrze – szepnęła ciepło – Jestem przy tobie…

Gdy krzyczał, przeganiała każdy z jego lęków.

Koszmary.
Nienawidziła ich. Zresztą, tak jak wszyscy.
Nachyliła się nad nim, ostrożnie odgarniając z jego czoła kilka kruczoczarnych kosmyków. Zaciskał powieki, a jego oddech stawał się coraz szybszy.
Delikatnie przyłożyła dłoń do jego czoła. Gorączka wydawała się powoli spadać.
Czuwała przy nim nie tylko ze względu na prośbę Friggi. Sama czuła się zobowiązana, by przy nim być.
Nagle poderwał się z łóżka z krzykiem. Nie była tym zaskoczona. Jego sen pozostał tajemnicą, ale domyślała się, że było to ciężkie przeżycie.
Położyła dłoń na jego ramieniu i ostrożnie przywróciła go do pozycji leżącej. Początkowo rozglądał się wokół ze strachem, jakby nie wiedział, gdzie jest. Jego oddech zaczął stopniowo się uspokajać, gdy dotarło do niego, że znajduje się we własnej sypialni. Powoli przeniósł wzrok z Sif.
 - Spokojnie, Loki – szepnęła czule – To był tylko zły sen.
Uśmiechnął się do niej lekko.
Jej obecność sprawiła, że strach minął szybko. Odkąd pamiętał, koszmary były w stanie dosyć go przestraszyć. Żałował, że wcześniej nie było przy nim Sif.
Wtulił się w stos miękkich, zielonych poduszek, po czym zamknął oczy.
- Śpij spokojnie – pogłaskała go po policzku – Będę tuż obok ciebie. Obiecuję.

Przez te wszystkie lata trzymała jego dłoń.

Walki na asgardzkiej arenie odbywały się co roku. Był to pewien rodzaj zawodów, w których Brai dział tylko szlachetnie urodzeni i wielcy wojownicy, oraz rozrywki, którą oglądali poddani, podziwiając zmagania wojowników.
Jak nakazywały prastare obyczaje, młodzi następcy tronu również mieli wziąć dział w walkach. Był to swego rodzaju egzamin dojrzałości. Gdy nadchodził odpowiedni czas, sprawdzano umiejętności bitewne książąt, czy nawet księżniczek, które choć rzadko, zdarzały się w dynastii.
Stał nieruchomo po środku korytarza. Wolał pozostać w jego cieniu, niż znów zetknąć się z blaskiem Thora. Nie podzielał miłości do walki, którą przejawiał jego brat, a także ojciec. Preferował raczej nauki zaklęć. Magia była dla niego ciągłą zagadką, którą stopniowo chciał odkrywać.
Zamknął oczy i wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić.
- Denerwujesz się? – nagle, jakby znikąd, tuż obok niego pojawiła się Sif.
Popatrzył na nią zaskoczony. Jej twarz aż promieniała ze szczęścia. Ona również uwielbiała walczyć…
- Nie denerwuję się, po prostu… - zaprzeczył, jednak nie miał pojęcia, co jeszcze powiedzieć.
Z przejęcia nie potrafił wymyślić żadnego sensownego kłamstwa, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Właściwie, nie zdarzało mu się to nigdy.
Chwila ciszy, podczas której próbował jakoś się wybronić, zaczęła być niepokojąco długa. Z każdą sekundą stawała się coraz bardziej niezręczna.
- Och, Loki – pokręciła z uśmiechem głową – Może i jesteś dobrym kłamcą, ale to chyba nie jest twój dzień.
Zwiesił głowę, zatrzymując wzrok na czubkach swoich butów.
- No już, nie obrażaj się – nachyliła się lekko nad nim – Mam coś dla ciebie.
Zaciekawiony, popatrzy na nią.
- Trzymaj – powiedziała, wciskając mu do dłoni jakiś przedmiot.
Przyjrzał mu się dokładniej. Niewielkie, smukłe ostrze o ozdobnej, posrebrzanej rękojeści.
- Sztylet? –zapytał – Czemu akurat sztylet?
- Chyba musisz mieć coś do obrony, prawda? Miecz bywa za ciężki, a sztylet jest mały, lekki i poręczny, idealny do obrony. Zaufaj mi, przyda ci się.
Posłała mu ciepły uśmiech.
- Dziękuję – powiedział nieśmiało.
- Żaden problem – ostrożnie chwyciła go za rękę – A teraz, nie przejmuj się już. Pójdziemy tam razem, dodam ci otuchy.
Skinął z uśmiechem głową i ścisnął mocniej jej ciepłą dłoń, po czy oboje skierowali się w stronę areny…

Jednak on wciąż miał ją całą…

Nie liczył się dla niej Thor, którego uwagi i uczucia tak bardzo niegdyś pragnęła. Pogodziła się już dawno z faktem, że zawsze będą przyjaciółmi. Że miejsce w jego sercu zajęła inna kobieta.
Loki był zupełnie inny. Zabiegał o jej uwagę, robił wszystko, by go zauważyła.
I w końcu zauważyła.
Teraz nie wyobrażała sobie bez niego życia. Chociaż doskonale wiedziała, że będzie musiała takie życie zaakceptować.
Wspomnienia były zbyt bolesne, ale bez nich było jej jeszcze ciężej. Nie potrafiła tak po prostu o nim zapomnieć.
Do wody, z pluskiem spadła jedna z jej łez. A później kolejna i kolejna.
Nie potrafiła już powstrzymać płaczu. Jedyne, czego teraz pragnęła był on.
Nie Loki, książę Asgardu.
Loki, którego znała. I którego kochała.
Czuła się taka bezradna. Najsilniejsza wojowniczka w Asgardzie, teraz nie mogła nic zrobić.
Bez względu na to, jak bardzo tego chciała…
Oddała by wszystko, by raz jeszcze rzucić mu się w ramiona, poczuć jego oddech na jej skórze, usłyszeć jego kojący głos. 

★★★

Retrospekcje Sif, które tutaj opisałam nie pochodzą z żadnych innych opowiadań.
Wymyśliłam je na szybko i nie chciałam jakoś specjalnie rozwijać, gdyż to nie one są najważniejszym punktem tego opowiadania ;)
W każdym razie, starałam się kazać różne oblicze relacji Lokiego i Sif, przyjacielskie i trochę bardziej przyjacielskie...

Mam nadzieję, że wam się spodobało i opisałam wszystko w miarę zrozumiały sposób :)

Po przeczytani zapewne uważacie, że widzę Lokiego i Sif jako parę...
No cóż, macie rację, tak właśnie jest :)
Kiedyś nie "spikałam" Lokiego z nikim, ale później uznałam, że przyda mu się osoba, która mogłaby utrzymać go po jasnej stronie mocy. Padło na Sif, ponieważ jest jedno dokładnym przeciwieństwem, a przeciwieństwa się przyciągają :)
Kiedyś zapewne się o tym rozpiszę, ale jest to temat na chwilę, więc poświęcę mu osobny post.

Mam też pomysł na opowiadanie, znacznie dłuższe i niezwiązane z Lokim...
Będę musiała to jeszcze przemyśleć, ale naprawdę mnie korci, żeby to napisać.
Powiem tylko, że temat dość świeży, zgadnijcie do jakiego filmu będę nawiązywała.
Czasami mam wrażenie, że za bardzo zmuszam was do myślenia xD

niedziela, 7 czerwca 2015

Blogowa metamorfoza

2 komentarze:
Mój blog przeżył właśnie kolejną metamorfozę. 
I muszę przyznać, że jeszcze nigdy, żaden mój blog nie wyglądał lepiej <3

Z reguły sama staram się nadać bogom odpowiedni wygląd, ale w przypadku tego bloga, wiecznie coś mi nie pasowało, więc zdecydowałam się poprosić o pomoc jakąś doświadczoną osobę :)

 Szablon na zamówienie wykonała NatX z unfaithful-heaven.blogspot.com, za co ogromnie jej dziękuję ;)
Wanda i Pietro na nagłówku są cudowni <3

Post o charakterze informacyjnym, więc nie będę się rozpisywała ;)

środa, 3 czerwca 2015

Spotkanie z naturą

2 komentarze:
Loki i Sif mieli dziś ochotę na spacerek.
A w zasadzie, to sama ich wyciągnęłam z zamysłem, aby zrobić im nieco wyraźniejsze zdjęcia do podstrony. 
Cóż, zdjęć miały być dwa, ewentualnie trzy...













Z dwóch, ewentualnie trzech zdjęć zrobiło się dwanaście...
Nawet nerd musi czasem wyjść za zewnątrz, jednak w moim przypadku przeważnie wychodzi to z marnym skutkiem xD
Po prostu nie potrafię wybrać jednego zdjęcia, chociaż lubię mieć wybór.
Jak miałabym wybrać między Lokim wśród trawy a Lokim wśród chwastów?
Poważnie, nie wiem, w jakiej roślince siedział xD

A na koniec, mały bonus. 
Patrzcie, kogo spotkałam xD