Odchodząc na chwilkę od klimatów Thora, postanowiłam napisać nieco dłuższe opowiadanie.
Tym razem, nawiązujące do Avengers: Czas Ultrona.
Będzie to coś na kształt mojego małego, autorskiego sequelu, ponieważ z kilkoma elementami w filmie nie potrafię się pogodzić...
Możecie się domyślić, co zamierzam w tym opowiadaniu zrobić xD
O opowiadaniu wspomniałam w tym wpisie, lub przynajmniej dałam drobną wskazówkę, czego możecie się spodziewać.
A możecie spodziewać się chanelkowej rewolucji składającej się z kilku-rozdziałowego fanficku.
Od premiery Czasu Utrona minęło już trochę czasu, więc myślę, że spore grono fanów Marvela powinno już mieć seans za sobą. Jednak jeśli znajdzie się ktoś, kto jeszcze filmu nie oglądał, to uprzedzam, opowiadanie to będzie zawierało duuużo spoilerów.
Jako że pierwszy rozdział jest rozdziałem dosyć krótkim, postanowiłam pozwolić sobie na kilka słów wstępu.
Otóż, jak sam tytuł wskazuje, będzie dotyczyło nowego członka drużyny Avengers, czyli Wandy, znanej jako Scarlet Witch. Jest ona jedną z moich ulubionych postaci, więc to właśnie jej postanowiłam poświęcić główny wątek. Będę więc skupiała się głównie na niej i na...
Nie mogę powiedzieć, kim, gdyż za bardzo zdradzi to dalszą fabułę, chociaż analizując moje poprzednie wpisy na temat Czasu Ultrona powinniście się domyślić, co będę zamierzała zrobić w tym opowiadaniu ;)
Nie zabraknie również innych Avengersów. Oczywiście, nie wszyscy się pojawią, ponieważ będę starała się utrzymywać klimat Czasu Ultrona (możemy więc z oczywistych przyczyn wykluczyć Iron Man'a, Hulka, czy Thora) natomiast cała reszta będzie miała swój większy lub mniejszy udział w całej historii.
Skupiać się jednak będę jedynie na dwóch postaciach i ich relacji.
Już i tak za dużo powiedziałam xD
O dalszych szczegółach będę was informowała na bieżąco wraz z kolejnymi rozdziałami, żeby niepotrzebnie nie wyprzedzać faktów.
A teraz, bez dalszego przeciągania, zapraszam na rozdział pierwszy :)
Otóż, jak sam tytuł wskazuje, będzie dotyczyło nowego członka drużyny Avengers, czyli Wandy, znanej jako Scarlet Witch. Jest ona jedną z moich ulubionych postaci, więc to właśnie jej postanowiłam poświęcić główny wątek. Będę więc skupiała się głównie na niej i na...
Nie mogę powiedzieć, kim, gdyż za bardzo zdradzi to dalszą fabułę, chociaż analizując moje poprzednie wpisy na temat Czasu Ultrona powinniście się domyślić, co będę zamierzała zrobić w tym opowiadaniu ;)
Nie zabraknie również innych Avengersów. Oczywiście, nie wszyscy się pojawią, ponieważ będę starała się utrzymywać klimat Czasu Ultrona (możemy więc z oczywistych przyczyn wykluczyć Iron Man'a, Hulka, czy Thora) natomiast cała reszta będzie miała swój większy lub mniejszy udział w całej historii.
Skupiać się jednak będę jedynie na dwóch postaciach i ich relacji.
Już i tak za dużo powiedziałam xD
O dalszych szczegółach będę was informowała na bieżąco wraz z kolejnymi rozdziałami, żeby niepotrzebnie nie wyprzedzać faktów.
A teraz, bez dalszego przeciągania, zapraszam na rozdział pierwszy :)
★★★
Rozdział I – Te rany nie chcą się
zagoić
Pustka.
Samotność.
Strach.
Chociaż i tak pustka była najbardziej bolesna.
Wraz z nim umarła jej własna cząstka.
Umarła druga połowa jej duszy.
Kolejny dzień, który spędzała zamknięta w pokoju.
We własnym pokoju.
Odkąd pamiętała, dzieliła sypialnię z bratem. Gdy byli
dziećmi, wystarczał im mały pokoik z dużym oknem, a pod jedną ze ścian –
piętrowe łóżko. Zawsze spał na dole, tam było dla niego wygodniej. Szybciej
mógł wejść, czy zejść z łóżka.
Ona również z tego korzystała. Gdy nocą budziła się z powodu
koszmarów, wystarczyło, że spojrzała w dół. Sam widok jej brata potrafił ją
uspokoić. Upewnić, że oboje są bezpieczni.
Teraz nie mogła tego zrobić. W nocy budziła się z krzykiem.
Z twarzą mokrą od łez.
Sama.
Sama w wielkim zimnym łóżku.
Bez niego.
Nie mogła już znieść widoku swojego pokoju. Był ogromny, dla
niej samej, zbyt ogromny. Cztery białe ściany, z czego jedną w całości
pokrywały wielkie okna.
Jedynie meble nadawały wnętrzu charakteru, kontrastując z bielą ścian. Krwistoczerwona sofa stojąca
naprzeciw plazmowego telewizora. Przed nią, na ciemnych, czarnych nóżkach stał
stolik ze szklanym blatem. Jej znienawidzone, wielkie łóżko zasłane szkarłatną
pościelą, a tuż obok niego, dosunięta do ściany szafa z ciemnego drewna. Nie
zdążyła jeszcze na dobre się tutaj rozgościć. Niczego nie zmieniała, z
wyjątkiem okien, które okryła czarnymi zasłonami.
W gruncie rzeczy był to przytulny pokój, ale nienawidziła go
za to, że musiała żyć tu bez Pietro.
Przycisnęła kolana do piersi, opierając się o chłodną
ścianę. Całkowicie straciła poczucie czasu. Nie miała pojęcia, jak długo już
nie spała, jednak czuła, jak zaczynają piec ją oczy. Nie mogła zasnąć. Za
każdym razem, gdy próbowała, widziała jego bladą twarz i nieruchome, błękitne
oczy.
Nie było jej przy nim, gdy najbardziej jej potrzebował.
Nie pomogła mu, chociaż była przekonana, że gdyby tylko była
obok, byłaby w stanie mu pomóc.
Niepotrzebnie się rozdzielali.
Kiedy powiedziała mu, żeby poszedł, nie wyobrażała sobie, że
już do niej nie wróci.
Przecież zawsze mieli
być razem.
Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi. Uniosła
instynktownie głowę. Klamka poruszyła się nieznacznie, a do środka powoli
weszła Natasha. Trzymała w dłoniach niewielką tacę z jedzeniem.
- Hej – uśmiechnęła się ciepło, podchodząc bliżej –
Przyniosłam ci coś.
Przykucnęła naprzeciwko Wandy, po czym postawiła na podłodze
kubek z gorącą herbatą oraz talerz kanapek.
- Pomyślałam, że możesz być trochę głodna.
- Nie jestem – szepnęła, kręcąc głową – Nie potrzebnie się
trudziłaś.
Natasha doskonale rozumiała, jak bardzo cierpi. Starała się
traktować Wandę najlepiej, jak tylko potrafiła, co przychodziło jej z trudem,
gdyż nie przywykła do takich sytuacji. Mimo to, współczuła jej. Tak młoda
dziewczyna, w zasadzie, jeszcze dziecko, straciła rodziców, a później również
brata.
Poza tym, nie tylko Wanda kogoś straciła.
Ona również poniosła dużą stratę. Nie wiedziała, gdzie jest
Bruce i jak się teraz miewa. Tęskniła za nim, a pomoc Wandzie pozwalała jej o
tym zapomnieć.
- Martwimy się o ciebie – Natasha zwróciła się do niej z
troską – Nie wychodzisz z pokoju, z nikim nie rozmawiasz…
- A ty co byś zrobiła na moim miejscu? – przerwała –
Cieszyłabyś się, gdybyś straciła jedyną bliską osobę?
Zwiesiła pokornie głowę.
Powiedziała to trochę zbyt ostro. Jednak odkąd straciła
brata, nie potrafiła panować nad emocjami. Był to jeden z powodów, dla których
wolała nie opuszczać pokoju. Nie chciała przypadkowo urazić ludzi, którzy jej
pomogli. Przyjęli ją do siebie, sprawili, że czuła się częścią czegoś
niezwykłego.
Częścią Avengers, którzy mieli bronić innych.
Chciała to robić, chciała pomagać bezbronnym ludziom,
wykorzystując do tego swoje umiejętności.
Pietro też by tak zrobił. Chciała, by mógł być z niej dumny.
Poczuła, jak mimowolnie jej oczy napełniają się łzami.
- Pietro był dla mnie wszystkim – załkała – Był całym moim
światem…
Natasha ostrożnie położyła dłoń na jej ramieniu, po czym
podsunęła kubek z herbatą.
- Napij się –
uśmiechnęła się – Dobrze ci to zrobi.
Ostrożnie objęła kubek dłońmi, rozkoszując się jego ciepłem.
Wzięła jeden łyk, czując, jak gorący napój stopniowo rozgrzewa ją od środka. Chcąc
jak najdłużej zatrzymać to ciepło, upiła kolejny łyk. I kolejny. I kolejny. Ta
najzwyklejsza herbata sprawiła, że na moment poczuła się nieco lepiej, jednak
wraz z ostatnim łykiem, powróciło obrzydliwe uczucie pustki.
- Dziękuję – szepnęła nagle, odstawiając kubek – Tobie i
całej reszcie. Za to, że mnie tak wspieracie.
- Daj spokój – machnęła ręką – Jesteśmy drużyną, musimy trzymać
się razem i pomagać sobie nawzajem.
Wstała, po czym posyłając jej kolejny uśmiech skierowała się
do drzwi. Chwyciła za klamkę, jednak nim wyszła, raz jeszcze odwróciła się w
kierunku Wandy.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz, gdzie mnie szukać.
Skinęła w odpowiedzi głową, zmuszając się do słabego uśmiechu.
Była wdzięczna Natashy. Wpierała ją, ale pomimo to, nie była w stanie jej
pomóc.
Nie mogła dać jej tego, czego najbardziej potrzebowała.
A potrzebowała tylko jednego.
Pietro.
★★★
Oj wiem, wiem...
Rozdział trochę depresyjny, nawet sam tytuł na to wskazuje. Swoją drogą to spolszczony fragment piosenki My Immortal Evanescene (znowu).
Nawet nie wiecie, jak ciężko mi się to wszystko pisało...
Nawet nie wiecie, jak ciężko mi się to wszystko pisało...
Za każdym razem pisząc Pietro myślałam, że się popłaczę.
No dobra, może bez przesady, ale naprawdę było mi smutno.
I was i siebie mogę pocieszyć faktem, że będzie lepiej, obiecuję ;)
Mimo iż uważam Wandę za bardzo silną postać, to nie wyobrażam sobie, żeby inaczej przeżywała śmierć brata. Według mnie depresja jest i tak łagodnym określeniem...
Większość rozdziałów będzie się skupiało właśnie na depresji, ale spokojnie, nie będzie to trwało wiecznie :)
Kolejne rozdziały już wkrótce...
Mimo iż uważam Wandę za bardzo silną postać, to nie wyobrażam sobie, żeby inaczej przeżywała śmierć brata. Według mnie depresja jest i tak łagodnym określeniem...
Większość rozdziałów będzie się skupiało właśnie na depresji, ale spokojnie, nie będzie to trwało wiecznie :)
Kolejne rozdziały już wkrótce...
Piękny rozdział. Pisz więcej, bo (tak jak z Lokim) wkręciłam się niesamowicie. Świetne rozpoczęcie weekendu ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i bardzo się cieszę, że ci się spodobało <3
UsuńKolejny rozdział postaram się dodać w przyszłym tygodniu ;)
Myślałam, że nie da się być bardziej spóźnionym, a jednak ja przybywam tu po ponad roku. Już się tłumaczę. Age of Ultron obejrzałam zaledwie kilka dni temu, wychodząc z założenia, że jeśli nie ma w filmie Lokiego, to nie warto oglądać. Skoro film już za mną, to zabrałam się za czytanie, a tu co? Okazało się, że połowy wątków nie zapamiętałam, nawet śmierci Pietro. Opowiadanie jak zwykle mi się podoba i chociaż mam spojler (czytałam ostatni rozdział) i dość duże braki, to będę nadrabiać.
OdpowiedzUsuń