poniedziałek, 22 czerwca 2015

New Avenger - Rozdział II

Rozdział ten miałam dodać w piątek wieczorem, ale byłam zbyt przejęta wynikami egzaminu gimnazjalnego.
Dziś jednak udało mi się zmobilizować i żeby osłodzić wam jakoś ten ostatni, szkolny poniedziałek, zapraszam na drugi rozdział New Avenger ;)

★★★

Rozdział II – Krok w stronę (nie)normalności


Leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Miała już dosyć bolesnych wspomnień. Nie chciała już dłużej myśleć o jego utracie. Mimo to, te chwile wciąż do niej wracały.
Nie potrafiła o nim nie myśleć.
Zamiast rozpamiętywać bolesny moment podczas walki w Sokovii, postanowiła wrócić myślą do chwil, w których byli razem.
W których ją pocieszał.
W których czuła się bezpieczna.
W których po prostu przy niej był.

Mieli po czternaście lat. Przenieśli ich do kolejnego ośrodka dla osamotnionych dzieci. Oni jednak woleli nazywać to po prostu kolejnym sierocińcem. Tego wieczora, Wanda przybiegła do niego z płaczem. Długo siedzieli na jego łóżku, przytuleni do siebie, nim wreszcie zdołał ją uspokoić.
Nie przestając jednak płakać, opowiedziała mu wszystko.
Przypadkiem podsłuchała rozmowę telefoniczną dyrektora ośrodka. Wspominał o bliźniakach, a przecież byli tu jedynymi bliźniętami. Usłyszała, jak mówił o dziewczynce. Że wreszcie znalazła się rodzina, która chce ją przygarnąć.
Tylko ją.
Bez Pietro.
- Boję się, że nas rozdzielą – wyszeptała, ukrywając głowę w zgięciu jego szyi.
- Ciii, już dobrze – przytulił ją do siebie mocniej – Nie pozwolę na to. Nie pozwolę, obiecuję.
Delikatnie pocałował ją w czoło, co wyraźnie ją uspokoiło. Jej oddech się wyrównał i powoli przestawała płakać. Od tamtego czasu, był to ich mały rytuał. Robił to zawsze, gdy się czegoś bała, gdy o coś się martwiła. Zawsze ją to uspokajało. Wystarczył tylko jeden pocałunek złożony na czubku jej głowy.
 - Nigdzie bez ciebie nie idę – zaznaczyła stanowczo.  
- Moje słoneczko – uśmiechnął się – Nie martw się już, wszystko będzie dobrze.

Skoro była jego słońcem, dlaczego nie zgasła razem z nim? Dlaczego nie było jej dane odejście wraz z tym, co kochała najbardziej? Dlaczego musiano jej go odebrać? Czym sobie na to zasłużyła? I czym on sobie na to zasłużył?

Dlaczego została sama?

Był całym jej światem, który legł w gruzach wraz z jego odejściem. Pietro towarzyszył jej od samego początku, jako nieodłączny element jej życia. Wszystko robili razem, nie rozstawali się niemal nigdy. Jak teraz miała bez niego funkcjonować? Odebrano jej połowę duszy.

Była jego słońcem.
Dla kogo miała teraz świecić?

Ześlizgnęła się z łóżka, po czym powoi skierowała się do łazienki. Ostrożnie chwyciła za klamkę i pociągnęła w swoją stronę białe drzwi. Podeszła do umywalki, odkręciła kran, po czym nachylając głowę obmyła twarz w zimnej wodzie. Gdy się wyprostowała, mimowolnie spojrzała na swoje odbicie w lustrze.
Nie widziała siebie, silnej i dzielnej Wandy, którą widział Pietro, tylko słabą, zapłakaną dziewczynę o wielkich, szarych oczach.
Potargane włosy, miejscami przyklejone do policzków. Wyraźne ślady rozmazanego od łez makijażu. Podkrążone i zaczerwienione w kącikach oczy, spowodowane ciągłym płaczem i problemem z zaśnięciem. Jej skóra wydawała się jeszcze bledsza.  
On by tego nie chciał, pomyślała.
Nie chciałby, żeby tak bardzo cierpiała. Nie chciałby jej łez.
Usiadła przed toaletką i chwyciła za szczotkę do włosów. Czas przywołać się do porządku.

***

Okrągły stół z białym blatem stał w centrum jadalni. W miarę możliwości, starano trzymać się ustalonych przez Kapitana zasad. Jedną z nich były wspólne posiłki, które podobno integrowały zespół.
Sześć krzeseł, sześć nakryć. Jednak jedno zawsze było puste. Każdego dnia czekali na Wandę. Ona jednak wolała zjeść we własnym pokoju. Rzecz jasna, o ile chciała cokolwiek zjeść, a to zdarzało się nadzwyczaj rzadko.
- Jak ona się trzyma? – zapytał Sam, przeżuwając kęs kanapki.
- Byłam u niej wczoraj wieczorem – Natasha westchnęła bezradnie, grzebiąc widelcem w swojej porcji jajecznicy – Bez zmian.
- Nie można się jej dziwić. Strata kogoś tak bliskiego zawsze jest bolesna. Tak przynajmniej mi się wydaje – Vision powoli przechadzał się po jadalni; jako robot, nie musiał jeść, jednak mimo to, towarzyszył przyjaciołom.
- Współczuje jej – Steve pokręcił głową – To jeszcze dziecko, a tyle zdążyła wycierpieć. Najpierw rodzice, dom, a teraz brat.
Nagle usłyszeli skrzypnięcie schodów. Gwałtownie odwrócili się w tamtym kierunku. Na jednym ze stopni stała Wanda. Wprawdzie jej strój wyglądał schludnie, podobnie jak starannie rozczesane, opadające na ramiona włosy, jednak na jej twarzy nadal widać było zaschnięte ślady łez. Jej oczy nawet z daleka wydawały się zaczerwienione.
Powolnym krokiem zeszła na dół i skierowała się w stronę stołu, czemu towarzyszyło milczenie pozostałych.
Cisza z każdą sekundą zdawała się coraz bardziej niezręczna.
- Myśleliśmy, że się ciebie nie doczekamy – Natasha jako pierwsza postanowiła się odezwać i posłała Wandzie pokrzepiające spojrzenie.
Uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi. Nie mogła zmusić się do niczego więcej. Bez słowa zajęła puste miejsce przy stole.
Czuła na sobie spojrzenia wszystkich, co nie ukrywając, trochę ją krępowało.
- Cieszymy się, że przyszłaś – powiedział wreszcie Steve – Pamiętaj, że jesteśmy z tobą. W razie jakiegokolwiek problemu, możesz na nas liczyć.
Możliwe, że brzmiał nieco sztucznie i zapewne nie poprawiło jej to nastroju, ale zupełnie nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Chciał po prostu, aby czuła, że Avengers nie jest tylko grupą przypadkowych ludzi, ale ludzi, którzy są w stosunku do siebie lojalni i każdy może liczyć na wsparcie ze strony pozostałych.
Nawet nie zdążyła poczęstować się żadną ze stojących na stole potraw, gdy niespodziewanie rozległ się głośny dźwięk alarmu. Małą czerwone diody, umieszczone pod samym sufitem zaczęły migotać, dając sygnał, że dzieje się coś złego.
- Mamy włamanie – oznajmił Steve unosząc się z krzesła – Avengers, ruszamy!
Zdezorientowana Wanda rozglądała się dookoła. Nie miała pojęcia, co się dzieje. Wszyscy zaczęli w pośpiechu wychodzić z jadani. Wszyscy poza nią oraz Natashą, która nachyliła się nad nią, opierając się rękami o blat.
- Masz ty wyczucie czasu, nie ma co – uśmiechnęła się zadziornie – Zbieraj się, to twoja pierwsza misja jako Avenger.

***

Co sił w nogach pędziła w stronę wyjścia, tuż obok niej biegła Natasha.
Był to wprawdzie niedługi odcinek, ale dążyła się nieco zmęczyć.
Pietro by się nie zmęczył. I biegłby szybciej.
Obie wyszły na zewnątrz, rozglądając się wokół. Skierowały więc wzrok na kilka postaci, które z każdą chwilą zbliżały się do budynku bazy. Po dłuższej chwili zauważyły, że muszą to być żołnierze z wrogiej armii.
Zdążyli już przedostać się przez bramę. Nie było ich wielu, jednak byli wystarczająco silni, by pokonać ochroniarzy.
Nie widziała ich dokładnie, jednak z każdą chwilą byli coraz bliżej i mogła dostrzec wyraźniejszy zarys ich sylwetek. Było to kilka mężczyzn w czarnych mundurach.
Dotarli jeszcze bliżej. Zauważyła, że do skafandrów przypięte mieli małe, okrągłe plakietki ze znajomym symbolem.
HYDRA.
Nie musieli się wysilać, aby odeprzeć atak. Z jej strony wystarczyło kilka ruchów dłoni, po czym oddział, który na nich napadł, zaczął się wycofywać.
To zakończyło się zbyt szybko. HYDRA nigdy nie odpuszczała, dlaczego więc teraz miałaby zmieniać taktykę? Co miał na celu atak zakończony tak prędkim odwrotem?
Pytania przemykały się przez jej głowę. Stała jeszcze chwilę wpatrując się oddalających się żołnierzy.
- To było dziwne – stwierdziła Natasha, stając obok niej – HYDRA zwykle nie bawi się w takie błahostki.
Doskonale o tym wiedziała.
Spędziła w bazie HYDRY bardzo dużo czasu. Przez szklaną szybę w jej prowizorycznym pokoju przyglądała się ich pracy. Nie brała udziału w żadnej z akcji, nie licząc pierwszego starcia z Avengers. W praktyce prawie w ogóle ich nie znała, ale była dobrym obserwatorem. Dzięki temu potrafiła wyciągnąć kilka wniosków.
Była to podstępna, a zarazem okrutna organizacja. Za każdym, nawet najmniejszych ich działaniem krył się jakiś ukryty cel. Ale czego tym razem chcieli? Dlaczego tak szybko się poddali?
Musiało się coś za tym kryć. Tylko co?

★★★

Rozdział znów nieco depresyjny, przynajmniej Wanda ruszyła się z pokoju xD
Ale mogę wam obiecać, że od następnego rozdziału będzie lepiej ;)
Nie powiem, co się wydarzy, ale chyba jest to do przewidzenia xD
Niestety, rozdziału tego nawet nie zaczęłam, więc nie mogę określić, kiedy się pojawi.

2 komentarze:

  1. Ok, jestem na wycieczce, wykończona....Poprawiasz humor i to w tak piękny sposób. Kocham to, jak skrzętnie opisujesz emocje bliźniaków. Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się poprawić ci humor, mam nadzieję, ze wycieczka była udana :)
      Bliźniaki uwielbiam, więc na pewno nie zakończę opisywać ich emocji. Teraz skupiam się na tym, co czuje Wanda. Na bólu i tęsknocie, jaki odczuwa po stracie Pietro, jednak później sytuacja trochę się zmieni ;)

      Usuń